„Dobrze, że chociaż ciebie mam przy sobie. Co bym bez ciebie zrobiła, ukochany mój, najdroższy skarbie. Zawsze ze mną byłeś w tych trudnych chwilach i od zawsze poprawiałeś mi humor, ale wybacz. To będzie już ostatni raz. Już nigdy nie dojdzie do naszego zbliżenia. Musisz to zrozumieć kochanie. Muszę odejść. Mam tylko nadzieję, że mi to kiedyś wybacz, że trafisz do kogoś, kto cię bardziej pokocha i nie będzie wykorzystywać do własnych celów. Byłam taka samolubna wobec ciebie. Nie robiłam ci dobrze, a sama chciałam coraz więcej i więcej. Przepraszam najukochańszy. Wiem, że przeżyliśmy razem tyle wspaniałych chwil, zdaję sobie sprawę, że było nam razem dobrze, ale to już koniec. Żegnaj. Pamiętaj, jak odejdę, to nie zapomnę o tobie i nadal będę cię kochać. Rozstanie będzie boleć, ale kochanie, poradzisz sobie z tym, obiecuję ci to.” Ucałowała go, ten ostatni raz. Pewnie gdyby żył, to by się zarumienił. I tak już był czerwony. Jego „skóra” tak pięknie połyskiwała i odbijała w sobie różne rzeczy, nawet ją. Widząc samą siebie, zebrało jej się na wymioty. Nie mogła znieść tego widoku. Zastanawiała się, jak ludzie mogą na nią patrzeć, przecież była okropna. Nienawidziła się aż do tego stopnia. Nie miała żadnych wątpliwości. Wiedziała, że to było jedno wyjście. Nie chciała siedzieć ciągle Sebastianowi na głowie. Był dla niej za dobry. Obcy facet, kto by pomyślał. Wzięła kilka głębszych wdechów. Zacisnęła lewą dłoń w pięść i obróciła ją. Przyłożyła ostrze do nadgarstka. Nie zawahała się, robiła to już kiedyś, więc można rzec, że była do tego przyzwyczajona, zrobiła to nie raz, a to był ten ostatni. Przejechała ostrzem wszerz swojej ręki, na początku delikatnie. Przycisnęła go i przecięła rękę wzdłuż. Krzyknęła z bólu. Po drugim przecięciu czuła, jak ból ją opuszcza, jak powoli maleje. Chciała utkwić w tym uczuciu, rozkoszować się tym stanem. Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Zaczęła sobie cicho nucić swoją ulubioną piosenkę i w jej rytm uderzała palcami o drewnianą podłogę. Rozmarzyła się na chwilę. Starała się myśleć tylko o tych dobrych rzeczach, które spotkały ją w życiu. Nie było tego zbyt wiele, a rozmyślanie nie trwało długo. Zebrała w sobie siły, które jeszcze w niej były. Pociętą ręką podniosła swojego pięknego przyjaciela. Nie mogła pozwolić na to, by druga ręką była poszkodowana. Bolało, ale wiedziała, że później nie będzie już cierpienia, nie będzie strachu, bólu, nie będzie niczego. Przede wszystkim nie będzie jej. Rzuciła swoim kochankiem. Odbił się od czerwonej ściany, zostawiając na niej niezauważalne ślady. Wystarczyło tylko trochę poczekać. Nie musiało to trwać wybitnie długo, żeby w końcu zaczęła tracić siły. Nie była już nawet w stanie mieć otwartych oczu. Czy będzie tego żałować kiedykolwiek? Może źle czyniła? Było już za późno. Ostatnie, co zarejestrowała to, głośno otwierane się drzwi i znajomy głos krzyczący „Jolene!”
-Seb…
Trudno było jej wykrztusić jakiekolwiek słowa. Jego imię było za długie, za dużo liter, sylab, samogłosek, spółgłosek…
Wiesz jak to jest, kiedy widziałeś anioła? Pewnie nie. Zapewne nie wiesz, że masz jakiegoś obok siebie, jest bliżej niż ci się wydaje. Czuwa nad tobą, trzyma cię za rękę, kiedy idziesz ciemną ulicą, podaje pomocną dłoń, kiedy upadasz, wyciera twoje łzy, kiedy płaczesz, przytula, gdy tego potrzebujesz. Nie przejmuj się, ona też nie wiedziała, że ma takiego wysłańca z niebios obok siebie. To właśnie on trzymał ją za rękę i patrzył zmartwiony na jej twarz, która była sponiewierana koszmarem, kolejnym. Głaskał ją czule po policzku. Nie miała pojęcia ile nad nią czuwał, ale… nie wiedziała. Straciła poczucie czasu. Nie zdawała sobie sprawy z niczego, z powagi sytuacji. Otwierając oczy, żałowała tego, co zrobiła, nie chciała, nie… podejrzewała GO o to, że… cierpiał?
-Jolene!
Przełknęła głośno ślinę i wzięła głębszy oddech. Teraz się zacznie. Nie miała odwagi, żeby spojrzeć na niego. Przekręciła się, więc na drugi bok. Ukryła twarz w dłoniach.
-Jolene…
Co miała mu powiedzieć? Zwykłym przepraszam nic nie zdziała, ale… nikt nie wymyślił słowa, które w jakikolwiek sposób wyraziło jej skruchę.
-Przepraszam… ja… to nie miało się tak skończyć… ja… przepraszam…
-Przepraszam?! Co mi po twoim „przepraszam”?! Wiesz jak się bałem o ciebie?! Co ty sobie do chuja myślałaś kobieto?!
-Ja…
-Jolene! Patrz na mnie, jak do ciebie kurwa mówię!
Nie spojrzała. Jeszcze bardziej ją przestraszył. Skuliła się, jakby chciała ochronić swoje posiniaczone ciało przed ciosem. Złapała się za głowę i przyciągnęła ją do kolan. Jęknęła coś zupełnie dla niego niezrozumiałego. Przez łzy ciężko jej było cokolwiek z siebie wydusić. Sebastian szybko pożałował swojego ostrego tonu. „Co ty chuju odpierdalasz?! Wrzeszczysz na zniszczoną psychicznie dziewczynę?! Chuj!” Ostrożnie pogłaskał ją po włosach. Złapał ją za nadgarstek i delikatnie próbował go odciągnąć. Nie chciał tego robić na siłę, a ona za wszelką cenę nie chciała odpuścić. Włożył pod jej bark swoją rękę i zmusił do siedzenia. Przysunął się do niej i przytulił Jolene do swojej piersi. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale silne ramię chłopaka nie pozwalało jej na to.
-Spokojnie Jolene, przepraszam.
-Zostaw mnie!
-Jolene…
-Zostaw mnie w spokoju! Mam już dość… proszę, puść… zostaw…
Szybko zmieniła tonację głosu. Z głośnego krzyku przeszła do błagalnego, piskliwego szeptu zmieszanego ze szlochem i łykaniem powietrza. Uderzyła go kilkukrotnie otwartą dłonią w pierś. Po chwili jakby zmieniła zdanie i ścisnęła jego materiał koszulki w dłoni, i ukryła w nim twarz.
-Nie zostawiaj mnie… boję się…
-Ciiii… nie zostawię cię. Czemu nie powiedziałaś, że jest z tobą źle?
-Ja… przepraszam, ale… nie wytrzymałam… to było straszne, a ja… ja… ja jestem sama i… Jack mnie zostawił… nikt mnie już nie chce… jestem okropna…
-Wcale nie…
-Nie znasz mnie… po prostu mnie zostaw, a ja… ja sobie zdechnę i… i będzie po kłopocie.
-Nie mów tak. Nie zostawię cię, bo wiem, że kogoś potrzebujesz. Zobaczysz, że wszystko się ułoży i będzie dobrze.
***
-Piękny mamy dzień.
-Boże!
Jolene nakryła się kołdrą, kiedy Sebastian odsłonił okno. „Te promienie słoneczne”. Zachichotała, kiedy chłopak usiłował wyrwać jej z ręki nakrycie, ale nie dała mu wygrać.
-No wstawaj, no!
Mocnym pociągnięciem odkrył ją. Wskoczył na łóżko i nachylił się nad nią. Wyszczerzył się i odgarnął swoje długie włosy. „Te jego oczy… brązowe tęczówki… tak cudownie się mienią w słońcu i pokazują swoje złote oblicze.” Przymknęła powieki i czekała na ten moment. Uśmiechnęła się lekko i „niechcąco” dotknęła jego ramienia. Było takie przyjemne w dotyku. Zwilżyła usta i leżała oczekując na pocałunek.
-Wstajesz, czy mam cię ugryźć?
Zaśmiał się i ugiął ręce w łokciach. Ich twarze były jeszcze bliżej siebie.
-Nie!
„Tak…” Bach uśmiechnął się jeszcze szerzej i zeskoczył z łóżka, pociągając ją za sobą za rękę. Dziewczyna prawie się wywaliła, potykając się o rozwalone trampki na podłodze.
-Sebastian… jest jeszcze wcześnie…
Ziewnęła i zasłoniła usta dłonią.
-No i co z tego? Zabiera cię na próbę, chyba, ze już zmieniłaś zdanie i…
-Nie, nie, nie, nie, nie. Nie zmieniłam.
Przeczesała włosy palcami. „Jakbym mogła je zmienić?” Wywinęła mu się i pobiegła do łazienki. Musiała się naprawdę sprężyć, nie mogła stracić tych kilku minut na bezsensowne siedzenie i upiększanie się. Wyszczotkowała włosy, umyła zęby, twarz itd., czyli wykonała standardowe czynności zachowania higieny osobistej. Musiała jeszcze pobiec do sypialni po ciuchy. Sebastian zaśmiał się, kiedy zobaczył ją biegającą w jedną i drugą stronę.
Siedząc i jedząc przy stole, nie mogła oderwać od niego oczu a on… od niej? Cięgle się uśmiechał, a ona rumieniła się. „Cudowny…” Wzdychała do niego jak jakaś durna nastolatka na widok zdjęcia swojego idola, ale cóż… miała do tego prawo, był przystojny. Poza tym uratował ją. Jak książę księżniczkę, więc teraz powinni być ze sobą razem i żyć długo i szczęśliwie. Miała taką nadzieję, tylko nie była pewna jego uczuć. Nie była przecież najbrzydszą dziewczyną. Była dość ładna, ale czy jej tym urody mu odpowiadał? „… Chcę mu to powiedzieć… pocałować te jego ponętne, czerwone usta. Chcę by też one całowały mnie, moje ciało… jest taki seksowny… a te jego wyrazista kości policzkowe mmm…” Naprawdę czuła się jak jakaś gówniara. Spuściła wzrok, żeby na niego się ciągle nie gapić, to niegrzeczne. To nic nie dało, bo ciągle siedział w jej głowie i nie pozwalał o niczym innym myśleć.
-Jedz, bo wystygnie.
Zaśmiał się. „Ten śmiech… aksamitny…” Sebastian wstał od stołu. Wziął swój talerz i włożył go do zlewu. „Głupia! Nie gap się cały czas na niego! Idiotko, bo jeszcze coś sobie pomyśli, że jesteś nie wiadomo jaka!” Jednak trudno było oderwać wzrok od prawie dwumetrowego faceta. Zawsze podobali jej się wysocy mężczyźni, ale ten… ten był spełnieniem jej marzeń.
-No, Jolen, wiosłuj tym widelcem, bo się spóźnimy.
Wytrącił ją z transu, ale czy na pewno? Zaczęły się kolejne rozmyślenia o jego boskości, ale tym razem działa u niej funkcja ruchu, więc jajecznica zniknęła dość szybko z talerza.
Jolene cieszyła się, że wychodzi z domu. Głównie dla tego, że tym razem jakoś nie bała się, że coś się stanie. W prawdzie wolałaby, żeby Sebastian wziął ją gdzieś indziej niż na próbę swojego zespołu, gdzie będą jego koledzy, ale dobrze, że w ogóle chciał ją ze sobą zabrać. Po drodze zaczął opowiadać o zespole. Był z niego taki dumny i cieszył się jak dziecko. Uśmiechała się patrząc jak jego oczy błyszczą, kiedy do niej mówił. Nie specjalnie skupiała się nad tym, co mówił. Wiedziała, że powinna go słuchać, ale jej myśli cały czas schodziły w kierunku jego mimiki twarzy, gestykulacji czy rozwiewanych przez wiatr włosów. Patrząc na niego zapominała o wszystkim dookoła, o strachy, o tym przez co przeszła. Starała się nie nazywać swoich uczuć do Sebastiana miłością. Za bardzo jeszcze pamiętała jak mówiła, że kocha Jacka i po prostu nie chciała łączyć tamtego uczucia z tym, które było właściwie zupełnie inne. Przede wszystkim Sebastian był zupełnie inny…
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
… taki bezinteresowny i czuła, że myślał o niej, a nie tylko…
-Jolene!
…o sobie.
-Jo!
-Co? O kurde przepraszam ja… zamyśliłam się.
Szybko odwróciła od niego wzrok. Była taka głupia. Teraz Sebastian pomyśli sobie, że jest jakąś napaloną nastolatką rzucającą się na seksownych muzyków albo weźmie ją za laskę, która znalazła sobie idola, do którego będzie mogła bezmyślnie wzdychać.
-Spokojnie.
Sebastian chyba przejął się tym, że ja wystraszył. Objął dziewczyną ramieniem.
-Rozumiem, że możesz się denerwować, może wolałaś zostać w domu?
-Nie! Zwariowałabym tam sama.
-No widzisz. Słuchaj, oni może wyglądają na pojebanych, ale tak naprawdę ci goście są w porządku. Jak chcesz, to powiem ci, żeby byli w stosunku do ciebie delikatni bo…
-Nie! Nic im nie mów. Nie chcę tego rozgłaszać. Chcę normalnie żyć.
-Dobrze. Nie martw się, będzie ok.
Uśmiechnął się do niej, a ona po prostu nie mogła nie odpowiedzieć tym samym .
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
… taki bezinteresowny i czuła, że myślał o niej, a nie tylko…
-Jolene!
…o sobie.
-Jo!
-Co? O kurde przepraszam ja… zamyśliłam się.
Szybko odwróciła od niego wzrok. Była taka głupia. Teraz Sebastian pomyśli sobie, że jest jakąś napaloną nastolatką rzucającą się na seksownych muzyków albo weźmie ją za laskę, która znalazła sobie idola, do którego będzie mogła bezmyślnie wzdychać.
-Spokojnie.
Sebastian chyba przejął się tym, że ja wystraszył. Objął dziewczyną ramieniem.
-Rozumiem, że możesz się denerwować, może wolałaś zostać w domu?
-Nie! Zwariowałabym tam sama.
-No widzisz. Słuchaj, oni może wyglądają na pojebanych, ale tak naprawdę ci goście są w porządku. Jak chcesz, to powiem ci, żeby byli w stosunku do ciebie delikatni bo…
-Nie! Nic im nie mów. Nie chcę tego rozgłaszać. Chcę normalnie żyć.
-Dobrze. Nie martw się, będzie ok.
Uśmiechnął się do niej, a ona po prostu nie mogła nie odpowiedzieć tym samym .
-No widzisz i już lepiej.
Spotkanie zespołu o nazwie Skid Row, którą Jolene zapamiętała jeszcze z wcześniejszych rozmów, odbywało się w piwnicy domu basisty, która ponoć miała najlepszą akustykę ze wszystkich możliwych miejsc.
-Ja chyba jednak nie chcę tam iść…
-Jolene przecież oni cię nie zjedzą.
-Po prostu nie uważam, żebym pasowała do twojego towarzystwa.
-Którego nawet nie poznałaś? Błagam cię, przestań.
Spotkanie zespołu o nazwie Skid Row, którą Jolene zapamiętała jeszcze z wcześniejszych rozmów, odbywało się w piwnicy domu basisty, która ponoć miała najlepszą akustykę ze wszystkich możliwych miejsc.
-Ja chyba jednak nie chcę tam iść…
-Jolene przecież oni cię nie zjedzą.
-Po prostu nie uważam, żebym pasowała do twojego towarzystwa.
-Którego nawet nie poznałaś? Błagam cię, przestań.
Jolene postanowiła już się nie odzywać. Sebastian wszedł do domu kolegi jak do siebie. Dom był otwarty. Chłopak wskazał jej drzwi, za którymi były schody prowadzące w dół. Trochę ją to wszystko przerażało. Sama nie wiedziała czy to, że wchodzi do jakiejś podejrzanej piwnicy czy to, że spotka zaraz czterech obcych facetów. Wcześniej… zanim w jej życiu nastąpił punkt zwrotny uważała się za odważniejszą osobą. Teraz miała wrażenie, że wszystko przeraża ją dwa razy bardziej i wszędzie widzi jakieś niebezpieczeństwo. Czasem aż jej się wydawało, że upodabnia się częściowo w rozumowaniu do swoich rodziców. Dziewczyna odgoniła od siebie te myśl. Nie miała ochoty zaprzątać sobie tym głowy właśnie teraz. Rozglądnęła się i zauważyła, że doszła już do końca schodów.
-Bach! A my się już tu zakładaliśmy, że nie żyjesz. Dave przegrałeś!
-No kurwa, a miałem taką nadzieję.
Do Sebastiana podszedł długowłosy, jak wszyscy obecni, chłopak i wręczył mu butelkę piwa. W tym momencie zauważył Jolene i spojrzał na Bacha pytająco.
-Uwaga! Przestawiam wam moją przyjaciółkę Jolene. Posiedzi tu z nami. Jo to jest Dave, tamten, co mnie tak ładnie przywitał to Scott, za perkusją jest Rob, a tamten to Rachel.
Na końcu wskazał na ciemnowłosego chłopaka siedzącego w kącie z basem. Jolene szybko odwróciła od niego wzrok. Bezwstydnie gapił się na nią. Nic nie powiedział, nie wstał żeby się przywitać. Wlepiał w nią spojrzenie graniczące z psychopatycznym. Był przystojny, musiała to przyznać, ale przerażał ją jednocześnie intrygując.
Później okazało się, że Scott przyprowadził jakąś dziewczynę. Miała na imię Caroline, była ubrana w sposób podobny do prostytutek i praktycznie cały czas chichotała. Jolene trzymała się w bezpiecznej odległości od tej osoby. Nie miała najmniejszej ochoty na zawieranie nowych znajomości, a w szczególności z kimś takim. Po prostu siedziała i wsłuchiwała się w grę. Uwielbiała muzykę. Miała w sobie coś magicznego. Pozwala uciec od wszystkiego i przenieść się w dowolne miejsce. Sebastian był wokalistą. Miał niesamowity głos, który z powodzeniem można było nazwać hipnotyzującym. Jolene mogłaby go słuchać nawet bez podkładu muzycznego. Właściwie, kiedy patrzyła na chłopaka i wsłuchiwała się w jego wokal muzyka jakby przycichła, a wszystko wokół się zamazało. Był tylko on. Dziewczyna czuła, że wariuje.
Jolene czuła się trochę winna, bo Sebastian odmówił zostania i picia z kolegami, a miała wrażenie, że to z jej powodu. Nie wyglądał jednak na złego, czy zawiedzionego, gdy wracali. Bardzo ucieszył się, kiedy powiedziała, ze podoba jej się jego głos i uważa Skid Row za fajny zespół. Zaczął opowiadać jej ich całą historię i tym razem naprawdę skupiła się na jego słowach.
-… no to na razie na tyle. Kiedyś opowiem ci z większą ilością szczegółów. Może jak nie będziesz mogła zasnąć, bo pewnie przynudzam.
-Uważam, że to ciekawe. Możesz opowiadać ze szczegółami.
-Teraz?
-Nie, teraz otwórz drzwi.
Sebastian zaśmiał się i przestał bawić się kluczem. Kiedy wchodzili do mieszkania Jolene podejmowała decyzję, że mu powie. Powie mu, że coś do niego czuje. Była niemal pewna, że ona też nie jest mu obojętna. Przecież patrzył w ten sposób i był dla niej taki dobry…
-Seeebek!
Jolene myślała, że dostanie zawału, kiedy z kuchni wyskoczyła blondynka ze zdecydowanie za mocnym makijażem i rzuciła się na Sebastiana.
-Kochanie, jak ja cię dawno nie widziałam!
-Lily, co za niespodzianka, poznaj Jolene.
-Jolene?
Dziewczyna wymawiała jej imię nutką obrzydzenia. Spojrzała na Sebastiana z wyrzutem.
-Jak to?
-Skarbie daj spokój, to tylko koleżanka.
-No dooobrze.
Wykrzywiła usta w obrzydliwie szerokim uśmiechu i namiętnie pocałowała Sebastiana. Chłopak objął ją w tali i odwrócił się w stronę Jolene.
-Jo, to jest Lily, Moja dziewczyna.
-Bach! A my się już tu zakładaliśmy, że nie żyjesz. Dave przegrałeś!
-No kurwa, a miałem taką nadzieję.
Do Sebastiana podszedł długowłosy, jak wszyscy obecni, chłopak i wręczył mu butelkę piwa. W tym momencie zauważył Jolene i spojrzał na Bacha pytająco.
-Uwaga! Przestawiam wam moją przyjaciółkę Jolene. Posiedzi tu z nami. Jo to jest Dave, tamten, co mnie tak ładnie przywitał to Scott, za perkusją jest Rob, a tamten to Rachel.
Na końcu wskazał na ciemnowłosego chłopaka siedzącego w kącie z basem. Jolene szybko odwróciła od niego wzrok. Bezwstydnie gapił się na nią. Nic nie powiedział, nie wstał żeby się przywitać. Wlepiał w nią spojrzenie graniczące z psychopatycznym. Był przystojny, musiała to przyznać, ale przerażał ją jednocześnie intrygując.
Później okazało się, że Scott przyprowadził jakąś dziewczynę. Miała na imię Caroline, była ubrana w sposób podobny do prostytutek i praktycznie cały czas chichotała. Jolene trzymała się w bezpiecznej odległości od tej osoby. Nie miała najmniejszej ochoty na zawieranie nowych znajomości, a w szczególności z kimś takim. Po prostu siedziała i wsłuchiwała się w grę. Uwielbiała muzykę. Miała w sobie coś magicznego. Pozwala uciec od wszystkiego i przenieść się w dowolne miejsce. Sebastian był wokalistą. Miał niesamowity głos, który z powodzeniem można było nazwać hipnotyzującym. Jolene mogłaby go słuchać nawet bez podkładu muzycznego. Właściwie, kiedy patrzyła na chłopaka i wsłuchiwała się w jego wokal muzyka jakby przycichła, a wszystko wokół się zamazało. Był tylko on. Dziewczyna czuła, że wariuje.
Jolene czuła się trochę winna, bo Sebastian odmówił zostania i picia z kolegami, a miała wrażenie, że to z jej powodu. Nie wyglądał jednak na złego, czy zawiedzionego, gdy wracali. Bardzo ucieszył się, kiedy powiedziała, ze podoba jej się jego głos i uważa Skid Row za fajny zespół. Zaczął opowiadać jej ich całą historię i tym razem naprawdę skupiła się na jego słowach.
-… no to na razie na tyle. Kiedyś opowiem ci z większą ilością szczegółów. Może jak nie będziesz mogła zasnąć, bo pewnie przynudzam.
-Uważam, że to ciekawe. Możesz opowiadać ze szczegółami.
-Teraz?
-Nie, teraz otwórz drzwi.
Sebastian zaśmiał się i przestał bawić się kluczem. Kiedy wchodzili do mieszkania Jolene podejmowała decyzję, że mu powie. Powie mu, że coś do niego czuje. Była niemal pewna, że ona też nie jest mu obojętna. Przecież patrzył w ten sposób i był dla niej taki dobry…
-Seeebek!
Jolene myślała, że dostanie zawału, kiedy z kuchni wyskoczyła blondynka ze zdecydowanie za mocnym makijażem i rzuciła się na Sebastiana.
-Kochanie, jak ja cię dawno nie widziałam!
-Lily, co za niespodzianka, poznaj Jolene.
-Jolene?
Dziewczyna wymawiała jej imię nutką obrzydzenia. Spojrzała na Sebastiana z wyrzutem.
-Jak to?
-Skarbie daj spokój, to tylko koleżanka.
-No dooobrze.
Wykrzywiła usta w obrzydliwie szerokim uśmiechu i namiętnie pocałowała Sebastiana. Chłopak objął ją w tali i odwrócił się w stronę Jolene.
-Jo, to jest Lily, Moja dziewczyna.
Dzięki za informację o zmianie adresu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZapraszam na http://will-you-hold-me.blog.onet.pl/ 4 rozdział "Naiwne Pytania" :)
OdpowiedzUsuń