-Kurwa…
Mruknęła i przetarła oczy. Zapiekły ją powieki. Musiała wczoraj długo płakać i wycierać łzy skoro miała podrażnioną skórę. Podniosła się powoli na łokciach i rozglądnęła dookoła. Zmrużyła ślepia, bo jasne światło ją trochę oślepiało. „Kurwa, gdzie ja jestem?” Była w obcym miejscu. Mogła przypuszczać, że była w męskiej sypialni, chyba że jej właścicielka była lesbijką. Drugą opcję raczej wykluczyła. Czerwone ściany były poobklejane mnóstwem plakatów z nagimi kobietami. Gdzieś tam pod blondynką z dużym biustem, a dwoma całującymi się dziewczynami, można było dostrzec plakaty z różnymi zespołami pokroju Black Sabbath. Było dość jasno, więc farba na ścianach wyglądała jak krew. Na podłodze dostrzegła swój plecak. Szybko się podniosła i podeszła do niego. Przeszukała go dokładnie. Nic nie zginęło. Wszystko było na swoim miejscu. Miała na sobie wczorajsze ubrania. Nic nie pamiętała poza… przeraziła się. A jeśli to ten sam facet? Jeśli nadal ją trzyma u siebie? Nie miała pojęcia, co zrobić. Zarzuciła swój dobytek na ramię i po cichu wyszła z sypialni. Znalazła się od razu w… salonie? Na kanapie spał ktoś. Wysoki blondyn. Nie przypominała sobie, żeby z nim gdzieś szła. Ale wiedziała jedno. To nie on ją zgwałcił. Przemknęła się na palcach obok niego. Do drzwi wyjściowych, jak przypuszczała, było się trochę trudno dostać przez butelki i puszki po piwie walające się po jasno drewnianej podłodze. Nie były zamknięte na klucz, więc szybo wyszła z tego mieszkania. Miała nadzieję, że nie obudziła mężczyzny…
-Ej! Uważaj jak leziesz!
-Sam uważaj!
Jolene podniosła się z podłogi i otrzepała. Spojrzała gniewnie na rudego faceta.
-Ooo czyżby Bach miał tak małego, że uciekasz?
Zaśmiał się, a ona patrzyła się na niego jak na kretyna. Szkoda słów. Szybkim krokiem go wyminęła i wybiegła z budynku. Na zewnątrz było bardzo jasno. Prawie nic nie widziała. Jej źrenice przeżyły szok, ale szybko się dostosowały do nowej sytuacji. Znała to miejsce. Na szczęście nie została uprowadzona Bóg wie gdzie.
-Czekaj!
„Jezu! To ten facet!” Rzuciła się do ucieczki. Nie miała szans z dwumetrowym, dobrze umięśnionym blondynem. Dogonił ją niemalże na samym starcie. Złapał ją mocno za nadgarstek i nie pozwolił jej uciekać dalej.
-Poczekaj.
-Zostaw mnie zboczeńcu!
Krzyknęła na niego i próbowała go uderzyć wolną ręką w twarz, ale „kolega” był zwinniejszym i też ją unieruchomił. Później usiłowała go kopnąć, ale nie dała rady. Brakło już jej pomysłów, to się rozpłakała. Ludzie przechodzący obok dziwnie się na nich patrzyli, ale nie zareagowali. Nieznajomy przystojniak przyciągnął ją do siebie i przytulił. Oczywiście z całych sił się opierała, ale widocznie nie miał złych zamiarów. Głaskał ją tak czule po włosach i plecach prawie jak Jack. „Jack…” Wybuchła jeszcze większym płaczem i wtuliła się w niego.
-Spokojnie. Chodź, zrobię ci herbatę.
-Nie ja… muszę już iść.
-Przecież nie masz dokąd. No chodź. Pomieszkasz u mnie trochę.
-Nie! Ja… zostaw mnie w spokoju!
Odepchnęła go od siebie i znów chciała odejść, jednak mężczyzna nie dawał jej spokoju.
-Jolene, nie wygłupiaj się.
-To, że dałam ci dupy, to nic nie znaczy!
„Czemu on się kurwa śmieje?!”
-Nie spaliśmy razem. Ty… o kurwa… ty nic nie pamiętasz…
-Pamiętam, jak jakiś chuj mnie zgwałcił! Tyle mi starczy! Zostaw mnie!
-Jolene, nie zostawię cię… chcę ci pomóc…
-Człowieku! Ja nawet nie wiem jak się nazywasz!
-Przepraszam, debil ze mnie. Sebastian jestem.
-Miło było cię poznać i dzięki za to, cokolwiek zrobiłeś, a teraz naprawdę muszę już iść.
-Jolene…
-Daj mi spokój!
-Ale…
-Zostaw mnie!
-Chcę ci pomóc.
-Powtarzasz się.
-Ale ja naprawdę…
-Obejdzie się.
-Jolene…
-Chce być sama! Czemu tego kurwa nie rozumiesz?!
Krzyknęła tak głośno, że odskoczył od niej. Miała w oczach jakiś morderczy błysk. Wyglądała na szaloną i nieobliczalną. Wykorzystała chwilę nieuwagi Sebastiana i zaczęła biec najszybciej jak potrafiła. Krzyczał coś za nią, ale nie słuchała. Dobiegła do jakiegoś sklepu zoologicznego i oparła się o ścianę budynku. Zdołała mu uciec. Odzyskała oddech i rozglądnęła się. Okolica do złudzenia przypominała jej tą z poprzedniego wieczoru. Złapała się za głowę i usiadła na chodniku. Zorientowała się, że wcale nie chciała być sama. Nie chciała, żeby dręczyły ją okropne wspomnienia tysiące razy bardziej wyraźne niż jak kłóciła się z Sebastianem. Jednocześnie jednak nie chciała teraz nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Cały czas czuła na sobie dotyk tego mężczyzny. Chciałaby to z siebie zmyć, ale wiedziała, że to nie możliwe. Wstała i znów zaczęła biec nie przejmując się gdzie trafi. Wyobrażała sobie, że zostawia myśli za sobą, ale najwyraźniej nie potrafiła się oszukać w ten sposób.
Trafiła do jakiegoś parku. Usiadła na ławce i podciągnęła kolana pod brodę. Wyglądała teraz jak bezbronne dziecko. Chciała znów być takim dzieckiem, chciała nie mieć problemów. Nagle jej myśli skierowały się ku Jackowi. Gdyby wiedział… Pomyślałby, że to jego wina? A może wcale by go to nie obeszło? Może wyśmiałby ją, bo po co się upijała z powodu jakiegoś durnego zawodu miłosnego? Ostatnie myśli huczały jej w głowie coraz głośniej. A co jeśli to prawda? Jeśli była idiotką, która za bardzo się wszystkim przejmuje i jest sama sobie winna. Przecież gdyby wróciła do domu i nadal normalnie żyła, a nie włóczyła się po nieznanym mieście i do tego w nocy, to nic by się jej nie stało.
Jolene nie mogła już wytrzymać i wybuchła płaczem. Nikt do niej nie podszedł, nikt nie spytał się, czy nic jej nie jest, nikogo nie obchodziła jakaś płacząca dziewczyna. Po co miała jeszcze żyć? Straciła ukochaną osobę, rodzinę a na koniec godność. Zupełnie nie miała już, po co żyć. Wydawało się, że jest tylko jedno dobre rozwiązanie… Nagle przypomniało jej się, że jednak była osoba, która zainteresowała się jej stanem. Był ktoś, kto nie przeszedł obojętnie, kiedy leżała i modliła się o śmierć. Ale przecież nie mogła wrócić to tego chłopaka, nie mogła przyjść do niego i powiedzieć: ,,Stwierdziłam, że jednak tu zostanę, bo nie mam dokąd pójść.” Jednakże alternatywą było spanie na ławce w parku... A co jeśli ten gwałciciel ją zobaczy? Jeśli wpadnie na nią przez przypadek?
Dziewczyna rozglądnęła się nerwowo. Nagle zaczęło jej się wydawać, że ktoś ją obserwuje. Chwyciła plecak i szybko uciekła z tego miejsca. Teraz, kiedy najbardziej pragnęła być niewidzialna, nagle wszyscy się za nią odwracali. O ironio! Nogi same prowadziły ją do domu człowieka, którego przed chwilą tak gorliwie przekonywała, że musi odejść. Ale gdzie miała pójść? W głębi duszy czuła, że powrót do Sebastiana to jedyne wyjście. W tym chłopaku było coś, co sprawiało, że czuła się bezpieczniej. Nie sądziła żeby mógł coś jej zrobić. Może to było zgubne, ale przecież tonęła i musiała się czegoś chwycić, nawet brzytwy.
-Powtarzasz się.
-Ale ja naprawdę…
-Obejdzie się.
-Jolene…
-Chce być sama! Czemu tego kurwa nie rozumiesz?!
Krzyknęła tak głośno, że odskoczył od niej. Miała w oczach jakiś morderczy błysk. Wyglądała na szaloną i nieobliczalną. Wykorzystała chwilę nieuwagi Sebastiana i zaczęła biec najszybciej jak potrafiła. Krzyczał coś za nią, ale nie słuchała. Dobiegła do jakiegoś sklepu zoologicznego i oparła się o ścianę budynku. Zdołała mu uciec. Odzyskała oddech i rozglądnęła się. Okolica do złudzenia przypominała jej tą z poprzedniego wieczoru. Złapała się za głowę i usiadła na chodniku. Zorientowała się, że wcale nie chciała być sama. Nie chciała, żeby dręczyły ją okropne wspomnienia tysiące razy bardziej wyraźne niż jak kłóciła się z Sebastianem. Jednocześnie jednak nie chciała teraz nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Cały czas czuła na sobie dotyk tego mężczyzny. Chciałaby to z siebie zmyć, ale wiedziała, że to nie możliwe. Wstała i znów zaczęła biec nie przejmując się gdzie trafi. Wyobrażała sobie, że zostawia myśli za sobą, ale najwyraźniej nie potrafiła się oszukać w ten sposób.
Trafiła do jakiegoś parku. Usiadła na ławce i podciągnęła kolana pod brodę. Wyglądała teraz jak bezbronne dziecko. Chciała znów być takim dzieckiem, chciała nie mieć problemów. Nagle jej myśli skierowały się ku Jackowi. Gdyby wiedział… Pomyślałby, że to jego wina? A może wcale by go to nie obeszło? Może wyśmiałby ją, bo po co się upijała z powodu jakiegoś durnego zawodu miłosnego? Ostatnie myśli huczały jej w głowie coraz głośniej. A co jeśli to prawda? Jeśli była idiotką, która za bardzo się wszystkim przejmuje i jest sama sobie winna. Przecież gdyby wróciła do domu i nadal normalnie żyła, a nie włóczyła się po nieznanym mieście i do tego w nocy, to nic by się jej nie stało.
Jolene nie mogła już wytrzymać i wybuchła płaczem. Nikt do niej nie podszedł, nikt nie spytał się, czy nic jej nie jest, nikogo nie obchodziła jakaś płacząca dziewczyna. Po co miała jeszcze żyć? Straciła ukochaną osobę, rodzinę a na koniec godność. Zupełnie nie miała już, po co żyć. Wydawało się, że jest tylko jedno dobre rozwiązanie… Nagle przypomniało jej się, że jednak była osoba, która zainteresowała się jej stanem. Był ktoś, kto nie przeszedł obojętnie, kiedy leżała i modliła się o śmierć. Ale przecież nie mogła wrócić to tego chłopaka, nie mogła przyjść do niego i powiedzieć: ,,Stwierdziłam, że jednak tu zostanę, bo nie mam dokąd pójść.” Jednakże alternatywą było spanie na ławce w parku... A co jeśli ten gwałciciel ją zobaczy? Jeśli wpadnie na nią przez przypadek?
Dziewczyna rozglądnęła się nerwowo. Nagle zaczęło jej się wydawać, że ktoś ją obserwuje. Chwyciła plecak i szybko uciekła z tego miejsca. Teraz, kiedy najbardziej pragnęła być niewidzialna, nagle wszyscy się za nią odwracali. O ironio! Nogi same prowadziły ją do domu człowieka, którego przed chwilą tak gorliwie przekonywała, że musi odejść. Ale gdzie miała pójść? W głębi duszy czuła, że powrót do Sebastiana to jedyne wyjście. W tym chłopaku było coś, co sprawiało, że czuła się bezpieczniej. Nie sądziła żeby mógł coś jej zrobić. Może to było zgubne, ale przecież tonęła i musiała się czegoś chwycić, nawet brzytwy.
Sebastian siedział na schodach przed swoją kamienicą i palił papierosa. Był wyraźnie zmartwiony. Jolene stanęła w pewnej odległości od niego. Nie widział jej, patrzył się w podłogę, a ona na niego. Nie wiedziała ile czasu tkwiła w bezruchu, nie mając odwagi się odezwać, czy zrobić kroku w przód. W końcu to chłopak wstał, wdeptał papierosa w ziemię i już chciał się odwrócić i wejść do domu, kiedy ją zauważył. Z początku nie wiedział, co ma zrobić, bo Jolene nerwowo się cofnęła.
Zaczął do niej podchodzić, powoli, jak do dzikiego zwierzęcia, którego nie można przestraszyć gwałtownymi ruchami. Znalazł się kilkanaście centymetrów od dziewczyny i delikatnie ją objął. Jolene z początku chciała uciec, ale tak bardzo potrzebowała czyjejś bliskości, że wtuliła się w Sebastiana i wybuchła płaczem. Bardzo nie chciała tego robić, ale tak strasznie bała się, że będzie sama i jej myśli ją zabiją. Chłopak zaczął delikatnie głaskać jej włosy.
-Już dobrze, chodź. Zrobię ci cos do picia. Dobrze?
Jolene powoli pokiwała głową. Sebastian wziął od niej plecak i złapał dziewczynę za rękę. Posłusznie poszła za nim ocierając dłonią łzy.
Chłopak zaprowadził ją do kuchni i posadził przy niewielkim stole. Jego kolegi, którego widziała rano najwyraźniej już nie było.
-Przepraszam za bałagan.
Sebastian szybko zaczął wrzucać puste opakowania po różnych produktach spożywczych do śmietnika.
-Mam herbatę. Może być?
-Tak… dziękuję…
-Kurwa, ale ja jestem głupi! Powinnaś coś zjeść!
-Nie jestem gł…
-Kiedy ostatnio jadłaś?
-Nie pamiętam, ale…
-Jolene… proszę cię.
Nie miała siły się z nim kłócić. Ukryła twarz w dłoniach, żeby nie widział, że znów lecą jej łzy. Oczywiście nic to nie dało. Zaraz się zorientował. Podszedł do niej i ukucnął przed dziewczyną.
-Nie płacz już. Zaczynasz od nowa dobrze? Zapomnij, co się stało. Może chciałabyś się umyć, co?
-Chyba powinnam…
-Świetnie. To pójdziesz do łazienki, a ja zrobię coś dobrego ok.?
Pokiwała głową. Sebastian dał jej ręcznik i zaprowadził do niewielkiej łazienki. Nie było specjalnie czysto, ale Jolene nie zwracała na to uwagi. Oparła się o umywalkę i spojrzała w lustro. Po ujrzeniu swojego odbicia prawie odskoczyła. Nic dziwnego, że chłopak chciał, żeby się umyła. Wyglądała okropnie. Rozmazany makijaż utworzył dwie czarne smugi wychodzące od oczu. Te były zresztą okropnie napuchnięte od płaczu. Włosy miała przetłuszczone i poplątane. Znów zachciało jej się płakać. Nie miała pojęcia, jak będzie teraz żyć. Umiała tylko rozpamiętywać przeszłość. Jak można zostawić za sobą coś tak okropnego. Szybko wytarła łzę. Wzięła kilka głębokich oddechów. Powoli zdjęła ubranie i weszła pod prysznic. Nadal czuła na sobie dotyk obcego mężczyzny. Nie mogła się go w żaden sposób pozbyć ani o nim zapomnieć, chociaż tak bardzo chciała. Przynajmniej powstrzymywanie łez wychodziło jej coraz lepiej. Nie chciała martwić Sebastiana. Był dla niej taki dobry i sprawiał wrażenie, że się o nią martwi.
Zaczął do niej podchodzić, powoli, jak do dzikiego zwierzęcia, którego nie można przestraszyć gwałtownymi ruchami. Znalazł się kilkanaście centymetrów od dziewczyny i delikatnie ją objął. Jolene z początku chciała uciec, ale tak bardzo potrzebowała czyjejś bliskości, że wtuliła się w Sebastiana i wybuchła płaczem. Bardzo nie chciała tego robić, ale tak strasznie bała się, że będzie sama i jej myśli ją zabiją. Chłopak zaczął delikatnie głaskać jej włosy.
-Już dobrze, chodź. Zrobię ci cos do picia. Dobrze?
Jolene powoli pokiwała głową. Sebastian wziął od niej plecak i złapał dziewczynę za rękę. Posłusznie poszła za nim ocierając dłonią łzy.
Chłopak zaprowadził ją do kuchni i posadził przy niewielkim stole. Jego kolegi, którego widziała rano najwyraźniej już nie było.
-Przepraszam za bałagan.
Sebastian szybko zaczął wrzucać puste opakowania po różnych produktach spożywczych do śmietnika.
-Mam herbatę. Może być?
-Tak… dziękuję…
-Kurwa, ale ja jestem głupi! Powinnaś coś zjeść!
-Nie jestem gł…
-Kiedy ostatnio jadłaś?
-Nie pamiętam, ale…
-Jolene… proszę cię.
Nie miała siły się z nim kłócić. Ukryła twarz w dłoniach, żeby nie widział, że znów lecą jej łzy. Oczywiście nic to nie dało. Zaraz się zorientował. Podszedł do niej i ukucnął przed dziewczyną.
-Nie płacz już. Zaczynasz od nowa dobrze? Zapomnij, co się stało. Może chciałabyś się umyć, co?
-Chyba powinnam…
-Świetnie. To pójdziesz do łazienki, a ja zrobię coś dobrego ok.?
Pokiwała głową. Sebastian dał jej ręcznik i zaprowadził do niewielkiej łazienki. Nie było specjalnie czysto, ale Jolene nie zwracała na to uwagi. Oparła się o umywalkę i spojrzała w lustro. Po ujrzeniu swojego odbicia prawie odskoczyła. Nic dziwnego, że chłopak chciał, żeby się umyła. Wyglądała okropnie. Rozmazany makijaż utworzył dwie czarne smugi wychodzące od oczu. Te były zresztą okropnie napuchnięte od płaczu. Włosy miała przetłuszczone i poplątane. Znów zachciało jej się płakać. Nie miała pojęcia, jak będzie teraz żyć. Umiała tylko rozpamiętywać przeszłość. Jak można zostawić za sobą coś tak okropnego. Szybko wytarła łzę. Wzięła kilka głębokich oddechów. Powoli zdjęła ubranie i weszła pod prysznic. Nadal czuła na sobie dotyk obcego mężczyzny. Nie mogła się go w żaden sposób pozbyć ani o nim zapomnieć, chociaż tak bardzo chciała. Przynajmniej powstrzymywanie łez wychodziło jej coraz lepiej. Nie chciała martwić Sebastiana. Był dla niej taki dobry i sprawiał wrażenie, że się o nią martwi.
Jolene ubrała się w jakieś ciuchy z plecaka nie bardzo przejmując się dobieraniem. Padło na jeansy i czerwoną koszulę w kratkę. Powoli wróciła do kuchni i oparła się o futrynę drzwi. Sebastian uśmiechnął się do niej i gestem zaprosił do stołu.
-Mam nadzieję, że lubisz jajka, bo… ja właściwie nie umiem nic innego niż jajecznicę. Chociaż mogę ci zrobić jeszcze kanapki…
-Nie, nie. Jajecznica jest ok., tylko ja naprawdę…
-Słuchaj, musisz jeść.
-Czemu to robisz?
-Co robię?
-Pomagasz mi, zajmujesz się mną???
-No wiesz… może tak wyglądam, ale ja tak naprawdę nie jestem takim złym facetem.
Przez chwilę na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, co wyraźnie go usatysfakcjonowało.
-A tak naprawdę?
-Czy muszę mieć powód żeby komuś pomóc? Po prostu zobaczyłem cię i nie mogłem zostawić.
-Tylko tyle?
-Tak.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Jest!
-Oj zamknij się i jedz.
Jolene znów się uśmiechnęła i zaczęła niechętnie grzebać widelcem w jajecznicy. Z trudem zjadła połowę i Sebastian w końcu pozwolił jej zastawić jak obieca, że później zje duży obiad.
-Chyba powinnam już iść.
-Słucham?!
-Nie mogę ci zawracać głowy tyle czasu.
-Jolene, po pierwsze… nie zawracasz mi głowy. Po drugie… dobrze wiem, że nie masz dokąd pójść.
-Niby skąd?!
-Bo byś tu nie wróciła gdybyś miała.
-Wystarczająco dużo już dla mnie zrobiłeś.
Sebastian wywrócił oczami.
-To pomyśl sobie, że chcę żebyś została wyłącznie z powodu mojego egoizmu gdyż nie mogę pozwolić, aby dręczyło mnie poczucie winy.
-Sebas…
-No i oczywiście jeszcze z tego powodu, że strasznie nie lubię siedzieć sam i zatrzymuję cię tu wyłącznie dla własnych korzyści.
Jolene wytrzeszczyła oczy. To, co powiedział skojarzyło jej się tylko z jednym. Wszystkie wspomnienia uderzyły ją ze zwojoną siłą.
-Kurwa… Jolene… Boże, ja nie chciałem… chodziło mi o to, że mogłabyś tu pomieszać i wiesz… czasem trochę ogarnąć dom, pooglądać ze mną filmy albo… no nie wiem… nie miałem na myśli nic takiego… Przepraszam.
Chciał ją przytulić, ale wiedział, że to by było najgorsze co może teraz zrobić.
-To ja przepraszam, jestem przewrażliwiona.
-To… zostałabyś na trochę?
Jolene nie chciała nikomu przeszkadzać, ale… przecież nie mogła spać na ławce w parku, a do domu z pewnością już nie wróci.
-Jeśli naprawdę chcesz.
Sebastian uśmiechnął się.
-Będzie fajnie, zobaczysz.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
-Gdzie ja mam łeb?! Powinnaś się położyć. Chodź.
Zaprowadził ją do pomieszczenia, w którym wcześniej się obudziła.
-Sebastian, czy ty masz tylko jedną sypialnię?
-No.
-Nie mogę ci jej zabierać…
-Ja pierdolę dziewczyno, możesz przestać?! Będę zaszczycony oddając ci moją sypialnię ok.?
-Przepra…
-Jolene!
Sebastian wybuchł śmiechem i pokręcił głową. Powiedział, że jakby czegoś potrzebowała to będzie w pobliżu i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać się w sufit. To niesamowite jak w jeden wieczór życie może odwrócić się o 180 stopni. Niesamowicie przerażające. Ludzkie myśli, to chyba najtrudniejsza rzecz do opanowania na świecie. Możesz wyrzucić kogoś z serca, możesz wyrzucić go z przed oczu, ale wspomnienia na zawsze zostaną w twojej głowie i będą prowokować coraz to okropniejsze myśli. Jolene zamknęła ślepia. Na poduszkę spadła łza. Chciała już odpłynąć. Miała nadzieję, że we śnie zdoła się uciec od tych dręczących ją myśli. Leżała i leżała. Wydawało jej się, że mijają całe, długie godziny, kiedy czekała na sen.
Otworzyła oczy. Było ciemno. Nic nie widziała. Minęło trochę czasu zanim jej źrenice przyzwyczaiły się do małej ilości światła. Na początku widziała tylko światło latarni gdzieś w oddali. Zorientowała się, że była w jakiejś bocznej uliczce… Nie jakiejś… zupełnie znajomej bocznej uliczce. Tej, w której nie chciała się znaleźć już nigdy w życiu. Podparła się rękoma, żeby wstać i uciec, ale nagle zorientowała się, że ktoś trzyma ja za ramię. Szybko odwróciła się w dugą stronę. Ujrzała to, czego się spodziewała, ale jednocześnie miała tak wielką nadzieję, że ich nie zobaczy. Nie chciała już nigdy widzieć tych roześmianych, błyszczących oczu pełnych szaleństwa.
-Znów się spotykamy kochanie.
-Zostaw mnie!
W oczach pojawiło się coś na kształt podniecenia. Pogłaskał ją po policzku.
-Jesteś taka waleczna. Niezwykłe…
-Odejdź! Zostaw mnie! Dostałeś to, czego pragnąłeś! Czego chcesz jeszcze?
-Niesamowite… nawet teraz walczysz z tym, co jest tutaj.
Wskazał na jej głowę, a jego oczy zaczęły błyszczeć jeszcze bardziej.
-To dla mnie wyzwanie… Uwielbiam wyzwania.
Jolene zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że go nie ma. Przecież to sen. To nie jest prawdziwe.
-Oczywiście, że jest i ty to wiesz.
Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem. Jak mógł znać jej myśli?
-Głuptasie, przecież to ty mnie stworzyłaś. Pytanie brzmi: Jak mógłbym ich nie znać?
-Nie stworzyłam cię! Nie chcę żebyś istniał! Odejdź!
Uśmiechał się. Tylko uśmiechał. Nic nie odpowiedział. Nie zniknął. Tylko wpatrywał się w nią przenikliwie i uśmiechał. Chciała wyrwać rękę z jego uścisku, ale był zbyt mocny. Miała jednak wrażenie, że i tak nie mogłaby się stąd ruszyć.
Mężczyzna wyjął z kieszeni rozkładany nóż. Przejechał jego ostrą klingą po ręce Jolene. Zabolało. Dlaczego zabolało? To był sen! W snach nie ma prawa boleć.
-To ból psychiczny. Wcale nie różni się tak bardzo od fizycznego prawda?
-Zostaw mnie!
-Nie chcesz żebym cię zostawił.
-Chcę…
Głos dziewczyny był coraz słabszy i coraz mniej stanowczy. Mężczyzna nachylił się nad nią i powoli założył jej włosy za uchu. Dotyk jego palców palił jej skórę, jakby włożyła głowę w ogień.
-Będziesz przeżywać to w kółko… cały czas. Tego właśnie chcesz. Zmierzasz do autodestrukcji i nikt ci nie pomoże.
Jego szept okazał się bardziej bolesny niż cięcie, jakie wykonał chwilę potem na jej drugiej ręce. Krew zaczęła kapać na ziemię. Jolene miała przestać walczyć. Po prostu siedzieć tak i czekać na śmierć. Ostatkami sił przezwyciężyła tą chęć i odepchnęła od siebie mężczyznę. Bała się, że teraz zrobi jej coś gorszego, ale on tylko się roześmiał. Śmiał się coraz głośniej i głośniej. Jego oczy powoli przestały być takie obce i szalone. Teraz należała do osoby, którą znała aż za dobrze. Teraz była w nich tylko złość i żal.
Skuliła się i zakryła twarz dłońmi. Zawsze tak reagowała, nie mogła inaczej. Wydawało jej się, że znów jest tą małą przerażoną dziewczynką.
-Wstawaj!
Poczuła dłonie zaciskające się wokół jej nadgarstka i ciągnące ją do góry.
-Tato… proszę…
-Przestań się kurwa mazać gówniaro! Dobrze wiesz, że wkurwia mnie to jeszcze bardziej.
Wytarła szybko łzy i z całych sił starała się je powstrzymać. Miała tak wielką nadzieję, że wraz z odejściem z domu zostawiła za sobą te wszystkie okropne wspomnienia. Ojciec nadal trzymał ją za rękę.
-Nie powinnaś uciekać z domu!
Jolene odwróciła głowę jak najbardziej umiała. Nie chciała na niego patrzeć. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Już nigdy. Nawet, a może szczególnie we śnie.
-Wiesz, co cię za to spotka?
Nawet nie drgnęła. Udawała, że nie słyszy.
-Odpowiadaj!
Ojciec nie czekał za długo na reakcje. Po prostu jak zawsze uderzył ją mocno w twarz. To była jego wersja rozmowy. Szczególnie, kiedy był zły lub pod wpływem alkoholu. Uznawał to, za doskonałe metody wychowawcze. Jolene uderzyła plecami o mur i osunęła się na ziemię. Teraz nie mogła się potrzymać. Starała się zmienić bieg snu, wyrzucić ojca z myśli albo, chociaż się obudzić. Niestety. Jej starania poskutkowały tylko tym, że się rozpłakała.
-Chyba coś ci kurwa mówiłem o ryczeniu!
Uderzył ją po raz drugi tym razem jeszcze mocniej. Zaczęła zastanawiać się, czy nie woli towarzystwa gwałciciela. Skuliła się najbardziej jak umiała i starała się uciec do innego, lepszego świata.
Nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje.
-Ciii już go nie ma. Już dobrze.
Ten głos… Tak dobrze go znała. To on zawsze ją pocieszał i uspokajał po kolejnym napadzie ojca. Podniosła wzrok i spojrzała w jego piękne oczy. Znów były pełne miłości.
-Jack… Jak się cieszę.
Wtuliła się w chłopaka, a on powoli głaskał ją po włosach. Było zupełnie jak dawniej, a nawet lepiej. Jack powoli odsunął ją od siebie na długość ramion. Wytarł jej łzy, a później dotknął palcem jej ust. Cały czas wpatrywał się przenikliwie w jej oczy. Zjechał dłonią niżej, tak gdzie mógł poczuć przyśpieszone bicie jej serca.
-Należało do mnie prawda?
Powoli pokiwała głową.
-Nie zasłużyłaś na taki los.
Jego głos zabrzmiał jakoś dziwnie. Teraz już nie widziała swojego Jacka. Teraz był połączeniem każdej z osób, które widziała we śnie. Bała się go. Wyjął nóż i przyłożył do miejsca gdzie przed chwilą miał rękę. Czuła się jak sparaliżowana. Nie mogła się ruszyć, ani nic powiedzieć.
-Trzeba ci skrócić cierpienie. Tak będzie lepiej.
Nadal nie mogła nic zrobić. Nie była pewna czy chce to zrobić. Wiedziała tylko, że się boi. Nagle pojawiło się przed nią lustro. Nie…To nie było lustro. To ona sama patrzyła sobie w twarz, przykładała sobie nóż do serca i uśmiechała się.
-Tak będzie lepiej. Ty to wiesz i ja to wiem.
Wzięła głęboki oddech i wykonała zabójcze pchnięcie.
Sebastian usłyszał przerażający krzyk. Dokładnie taki jak na horrorach. Właściwie był nawet bardziej przerażający, bo zupełnie prawdziwy i dochodził z zupełnie bliska. Chłopak zerwał się z fotela, na którym siedział i pobiegł do sypialni.
-Mam nadzieję, że lubisz jajka, bo… ja właściwie nie umiem nic innego niż jajecznicę. Chociaż mogę ci zrobić jeszcze kanapki…
-Nie, nie. Jajecznica jest ok., tylko ja naprawdę…
-Słuchaj, musisz jeść.
-Czemu to robisz?
-Co robię?
-Pomagasz mi, zajmujesz się mną???
-No wiesz… może tak wyglądam, ale ja tak naprawdę nie jestem takim złym facetem.
Przez chwilę na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, co wyraźnie go usatysfakcjonowało.
-A tak naprawdę?
-Czy muszę mieć powód żeby komuś pomóc? Po prostu zobaczyłem cię i nie mogłem zostawić.
-Tylko tyle?
-Tak.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Jest!
-Oj zamknij się i jedz.
Jolene znów się uśmiechnęła i zaczęła niechętnie grzebać widelcem w jajecznicy. Z trudem zjadła połowę i Sebastian w końcu pozwolił jej zastawić jak obieca, że później zje duży obiad.
-Chyba powinnam już iść.
-Słucham?!
-Nie mogę ci zawracać głowy tyle czasu.
-Jolene, po pierwsze… nie zawracasz mi głowy. Po drugie… dobrze wiem, że nie masz dokąd pójść.
-Niby skąd?!
-Bo byś tu nie wróciła gdybyś miała.
-Wystarczająco dużo już dla mnie zrobiłeś.
Sebastian wywrócił oczami.
-To pomyśl sobie, że chcę żebyś została wyłącznie z powodu mojego egoizmu gdyż nie mogę pozwolić, aby dręczyło mnie poczucie winy.
-Sebas…
-No i oczywiście jeszcze z tego powodu, że strasznie nie lubię siedzieć sam i zatrzymuję cię tu wyłącznie dla własnych korzyści.
Jolene wytrzeszczyła oczy. To, co powiedział skojarzyło jej się tylko z jednym. Wszystkie wspomnienia uderzyły ją ze zwojoną siłą.
-Kurwa… Jolene… Boże, ja nie chciałem… chodziło mi o to, że mogłabyś tu pomieszać i wiesz… czasem trochę ogarnąć dom, pooglądać ze mną filmy albo… no nie wiem… nie miałem na myśli nic takiego… Przepraszam.
Chciał ją przytulić, ale wiedział, że to by było najgorsze co może teraz zrobić.
-To ja przepraszam, jestem przewrażliwiona.
-To… zostałabyś na trochę?
Jolene nie chciała nikomu przeszkadzać, ale… przecież nie mogła spać na ławce w parku, a do domu z pewnością już nie wróci.
-Jeśli naprawdę chcesz.
Sebastian uśmiechnął się.
-Będzie fajnie, zobaczysz.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
-Gdzie ja mam łeb?! Powinnaś się położyć. Chodź.
Zaprowadził ją do pomieszczenia, w którym wcześniej się obudziła.
-Sebastian, czy ty masz tylko jedną sypialnię?
-No.
-Nie mogę ci jej zabierać…
-Ja pierdolę dziewczyno, możesz przestać?! Będę zaszczycony oddając ci moją sypialnię ok.?
-Przepra…
-Jolene!
Sebastian wybuchł śmiechem i pokręcił głową. Powiedział, że jakby czegoś potrzebowała to będzie w pobliżu i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać się w sufit. To niesamowite jak w jeden wieczór życie może odwrócić się o 180 stopni. Niesamowicie przerażające. Ludzkie myśli, to chyba najtrudniejsza rzecz do opanowania na świecie. Możesz wyrzucić kogoś z serca, możesz wyrzucić go z przed oczu, ale wspomnienia na zawsze zostaną w twojej głowie i będą prowokować coraz to okropniejsze myśli. Jolene zamknęła ślepia. Na poduszkę spadła łza. Chciała już odpłynąć. Miała nadzieję, że we śnie zdoła się uciec od tych dręczących ją myśli. Leżała i leżała. Wydawało jej się, że mijają całe, długie godziny, kiedy czekała na sen.
Otworzyła oczy. Było ciemno. Nic nie widziała. Minęło trochę czasu zanim jej źrenice przyzwyczaiły się do małej ilości światła. Na początku widziała tylko światło latarni gdzieś w oddali. Zorientowała się, że była w jakiejś bocznej uliczce… Nie jakiejś… zupełnie znajomej bocznej uliczce. Tej, w której nie chciała się znaleźć już nigdy w życiu. Podparła się rękoma, żeby wstać i uciec, ale nagle zorientowała się, że ktoś trzyma ja za ramię. Szybko odwróciła się w dugą stronę. Ujrzała to, czego się spodziewała, ale jednocześnie miała tak wielką nadzieję, że ich nie zobaczy. Nie chciała już nigdy widzieć tych roześmianych, błyszczących oczu pełnych szaleństwa.
-Znów się spotykamy kochanie.
-Zostaw mnie!
W oczach pojawiło się coś na kształt podniecenia. Pogłaskał ją po policzku.
-Jesteś taka waleczna. Niezwykłe…
-Odejdź! Zostaw mnie! Dostałeś to, czego pragnąłeś! Czego chcesz jeszcze?
-Niesamowite… nawet teraz walczysz z tym, co jest tutaj.
Wskazał na jej głowę, a jego oczy zaczęły błyszczeć jeszcze bardziej.
-To dla mnie wyzwanie… Uwielbiam wyzwania.
Jolene zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że go nie ma. Przecież to sen. To nie jest prawdziwe.
-Oczywiście, że jest i ty to wiesz.
Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem. Jak mógł znać jej myśli?
-Głuptasie, przecież to ty mnie stworzyłaś. Pytanie brzmi: Jak mógłbym ich nie znać?
-Nie stworzyłam cię! Nie chcę żebyś istniał! Odejdź!
Uśmiechał się. Tylko uśmiechał. Nic nie odpowiedział. Nie zniknął. Tylko wpatrywał się w nią przenikliwie i uśmiechał. Chciała wyrwać rękę z jego uścisku, ale był zbyt mocny. Miała jednak wrażenie, że i tak nie mogłaby się stąd ruszyć.
Mężczyzna wyjął z kieszeni rozkładany nóż. Przejechał jego ostrą klingą po ręce Jolene. Zabolało. Dlaczego zabolało? To był sen! W snach nie ma prawa boleć.
-To ból psychiczny. Wcale nie różni się tak bardzo od fizycznego prawda?
-Zostaw mnie!
-Nie chcesz żebym cię zostawił.
-Chcę…
Głos dziewczyny był coraz słabszy i coraz mniej stanowczy. Mężczyzna nachylił się nad nią i powoli założył jej włosy za uchu. Dotyk jego palców palił jej skórę, jakby włożyła głowę w ogień.
-Będziesz przeżywać to w kółko… cały czas. Tego właśnie chcesz. Zmierzasz do autodestrukcji i nikt ci nie pomoże.
Jego szept okazał się bardziej bolesny niż cięcie, jakie wykonał chwilę potem na jej drugiej ręce. Krew zaczęła kapać na ziemię. Jolene miała przestać walczyć. Po prostu siedzieć tak i czekać na śmierć. Ostatkami sił przezwyciężyła tą chęć i odepchnęła od siebie mężczyznę. Bała się, że teraz zrobi jej coś gorszego, ale on tylko się roześmiał. Śmiał się coraz głośniej i głośniej. Jego oczy powoli przestały być takie obce i szalone. Teraz należała do osoby, którą znała aż za dobrze. Teraz była w nich tylko złość i żal.
Skuliła się i zakryła twarz dłońmi. Zawsze tak reagowała, nie mogła inaczej. Wydawało jej się, że znów jest tą małą przerażoną dziewczynką.
-Wstawaj!
Poczuła dłonie zaciskające się wokół jej nadgarstka i ciągnące ją do góry.
-Tato… proszę…
-Przestań się kurwa mazać gówniaro! Dobrze wiesz, że wkurwia mnie to jeszcze bardziej.
Wytarła szybko łzy i z całych sił starała się je powstrzymać. Miała tak wielką nadzieję, że wraz z odejściem z domu zostawiła za sobą te wszystkie okropne wspomnienia. Ojciec nadal trzymał ją za rękę.
-Nie powinnaś uciekać z domu!
Jolene odwróciła głowę jak najbardziej umiała. Nie chciała na niego patrzeć. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Już nigdy. Nawet, a może szczególnie we śnie.
-Wiesz, co cię za to spotka?
Nawet nie drgnęła. Udawała, że nie słyszy.
-Odpowiadaj!
Ojciec nie czekał za długo na reakcje. Po prostu jak zawsze uderzył ją mocno w twarz. To była jego wersja rozmowy. Szczególnie, kiedy był zły lub pod wpływem alkoholu. Uznawał to, za doskonałe metody wychowawcze. Jolene uderzyła plecami o mur i osunęła się na ziemię. Teraz nie mogła się potrzymać. Starała się zmienić bieg snu, wyrzucić ojca z myśli albo, chociaż się obudzić. Niestety. Jej starania poskutkowały tylko tym, że się rozpłakała.
-Chyba coś ci kurwa mówiłem o ryczeniu!
Uderzył ją po raz drugi tym razem jeszcze mocniej. Zaczęła zastanawiać się, czy nie woli towarzystwa gwałciciela. Skuliła się najbardziej jak umiała i starała się uciec do innego, lepszego świata.
Nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje.
-Ciii już go nie ma. Już dobrze.
Ten głos… Tak dobrze go znała. To on zawsze ją pocieszał i uspokajał po kolejnym napadzie ojca. Podniosła wzrok i spojrzała w jego piękne oczy. Znów były pełne miłości.
-Jack… Jak się cieszę.
Wtuliła się w chłopaka, a on powoli głaskał ją po włosach. Było zupełnie jak dawniej, a nawet lepiej. Jack powoli odsunął ją od siebie na długość ramion. Wytarł jej łzy, a później dotknął palcem jej ust. Cały czas wpatrywał się przenikliwie w jej oczy. Zjechał dłonią niżej, tak gdzie mógł poczuć przyśpieszone bicie jej serca.
-Należało do mnie prawda?
Powoli pokiwała głową.
-Nie zasłużyłaś na taki los.
Jego głos zabrzmiał jakoś dziwnie. Teraz już nie widziała swojego Jacka. Teraz był połączeniem każdej z osób, które widziała we śnie. Bała się go. Wyjął nóż i przyłożył do miejsca gdzie przed chwilą miał rękę. Czuła się jak sparaliżowana. Nie mogła się ruszyć, ani nic powiedzieć.
-Trzeba ci skrócić cierpienie. Tak będzie lepiej.
Nadal nie mogła nic zrobić. Nie była pewna czy chce to zrobić. Wiedziała tylko, że się boi. Nagle pojawiło się przed nią lustro. Nie…To nie było lustro. To ona sama patrzyła sobie w twarz, przykładała sobie nóż do serca i uśmiechała się.
-Tak będzie lepiej. Ty to wiesz i ja to wiem.
Wzięła głęboki oddech i wykonała zabójcze pchnięcie.
Sebastian usłyszał przerażający krzyk. Dokładnie taki jak na horrorach. Właściwie był nawet bardziej przerażający, bo zupełnie prawdziwy i dochodził z zupełnie bliska. Chłopak zerwał się z fotela, na którym siedział i pobiegł do sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz