czwartek, 5 maja 2011

"A ja Cię nadal kocham skarbie!" - 01


-Jack!
Czekała na ten moment już od dłuższego czasu. Dzieliły ją od niego tylko metry, a nie jak wcześniej kilometry. Zerwała się z ławeczki i podbiegła do niego. Rzuciła się, dosłownie, na niego. Uwiesiła się na jego szyi. Tęskniła za nim, a teraz w końcu stał tu i… lekko ją od siebie odpychał?
-Jolene, proszę cię…
-Jack, nie cieszysz się?
-Ja…. Nie przyjechałem po to, żeby…
-Nie wygłupiaj się.
 Uśmiechnęła się do niego. Chciała pocałować ukochanego w policzek, ale odwrócił głowę.
-Ej? Co jest?
-Przyjechałem ci powiedzieć, że…. Jolene, to koniec. Przepraszam. Mogłem zrobić to wcześniej, ale nie chciałem przez telefon. Tak mi przykro…
„Że co?! Nie! Powtórzy to! To nie prawda, wcale nie chcesz!” Chyba się przesłyszała. Miała bynajmniej taką nadzieje. Po tym, co razem przeszli? Co on odpierdala?! Zamrugała kilkakrotnie, nie mogła pojąć, dlaczego przecież… było wszystko ok. Kochała go, a on…
-Cooo…
Zdobyła się tylko na tyle. Nie potrafiła z siebie nic więcej wyksztusić. Zatkało ją. Jack przyglądał jej się przez chwilę. Starał się dobrze dobrać słowa, żeby go źle nie zrozumiała.
-Bo widzisz Jolene, to nie ma sensu… nie widujemy się, a związek na odległość…
-Jak mogłeś chuju jebany?! Ja cię kocham! Zdradziłeś mnie! Przyznaj się!
-Masz racje, to nie było fair i…
-W czym niby ona jest lepsza ode mnie?! Nienawidzę cię!
Popchnęła go za ramię. Zrobiła w tył zwrot i wybiegła z dworca. Wołał ją, olała go. „To tylko zły sen, zaraz się obudzę. Spokojnie, obudzę się! To nie może być prawda!” Minęła tylu ludzi, nikt jej nie zatrzymał, nikt nie zapytał się „Dziewczyno, co się stało?” W sumie się cieszyła, ale te spojrzenia skierowane w jej osobę… przerażające. Straciła go. Nie miała już w nikim oparciu. Rodzice? Nie bądźmy śmieszni. Z nimi nie szło się dogadać, chciała skończyć już te 18 lat i się wynieść, gdziekolwiek, nawet pod most. Miała nadzieję, że zamieszka razem z Jackiem, stworzą razem rodzinę i będą wieść spokojne, normalne życie. A tu niespodzianka… Jak on mógł?! Kochała go…
Ile można chodzić po ulicy w deszczu? Ona mogła. Nie miała ochoty wracać do domu. Musiałaby się ze wszystkiego tłumaczyć i… nie lubiła takich sytuacji. Nie miała już 5 lat, ludzie, dajcie spokój!
„Co za jebany skurwiel!” Tylko ta jedna myśl krążyła po jej głowie jak zabawkowa lokomotywa na zamkniętym torze. Bez przerwy, bez zahamowań. Tylko to, nic więcej. Woda spadająca z nieba nie robiła na niej wielkiej różnicy. Czuła się jakby brała prysznic. Ale w ubraniu? Słońce już jakąś godzinę temu zaszło za horyzont. Powinna wracać, ale nie chciała. Wolała się krzątać po ulicach. Właśnie o tych godzinach na miast wypełzało wszelkie robactwo ludzie, którzy byli odrzucani przez innych swoim wyglądem. Ci wszyscy glamowcy, rockmeni, metale, menele, żule. Ogólnie margines społeczeństwa.
-Gzie ty się szlajasz?!
Miałą ochotę odpowiedzieć „Nie twój zasrany interes!”, ale się powstrzymała. Po prostu wlazła po schodach do swojego pokoju. „Jeszcze z tobą nie skończyłam!” Wydarła się matka, kiedy usłyszała trzask drzwi. „Co za jebani ludzie!” Rzuciła się na swoje rozgrzebane łóżko. Ukryła twarz w poduszce. Do środka wtargnął jej ojciec.
-Gdzie byłaś?! Czemu tak późno wróciłaś?!
-Nie miałam ochoty wracać!
-Jolene…
-Daj mi spokój! Chcę zostać sama!
-Żądam wyjaśnień!
-Wyjdź!
-Jak ty się do mnie odnosisz?!
-Ty wyjdziesz, czy ja mam?!
-Jolene!
-Wyjdź do cholery z mojego pokoju!!!
„Ten debil”, jak go określiła w swoim umyśle, wyszedł i „zamknął” z hukiem drzwi. „Mam już tego dość! Chcę…. Stąd wyjść! Nikt mnie nie kocha. Nie mam nikogo. Czemu on to zrobił? Czemu mnie zostawił? Czemu? Co ja złego zrobiłam? Kocham go… Chcę, żeby wrócił. Proszę…. Boże, proszę… chcę mojego Jacka… nic więcej, tylko jego… jestem beznadziejna, a on… on to po prostu zauważył i rzucił mnie… Nie! On chciał tylko seksu, tylko na niego liczył! Nie chciał mnie, bo nie chciałam się oddać! Co za skurwiel! Co za jebaniec! Chuj! Liczył tylko na zerżnięcie mnie! Typowy facet, a ja założyłam sobie klapki na oczy i nic nie widziałam! Głupia pizda z ciebie Jolene! Co za jebane imię! Co za chuj mi je wybrał! Ja pierdole! Mam już dość! Chcę się zabić!” Złość roznosiła ją całą. Nie dość, ze była osobą, która szybko się denerwowała, to jeszcze ta pierdolona sytuacja! Nie mogła nic zrobić. Miała wszystkiego dość. Począwszy od swoich „kochanych” rodziców a skończywszy na swoim życiu. Przez jej umysł przegalopowała pewna myśl. Głupia? Zależy dla kogo. Szybko wygrzebała spod łóżka swój plecak. Otworzyła swoją szafę na oścież i upchała do niego kilka swoich ciuchów. Wymknęła się po cichu do łazienki i zabrała z niej kilka podstawowych kosmetyków. Wygrzebała jakieś kilkanaście dolców z szuflady od biurka i wepchnęła je do swojej kieszeni. Wyrzuciła swój dobytek przez okno. Wcale nie była głupia, po prostu robiła już to nie raz. Niejednokrotnie uciekała i wracała następnego dnia. Teraz nie będzie tego „następnego dnia”.
-Uf.
Wreszcie wolność. Zaśmiała się i ruszyła przed siebie. Zawiesiła plecak na jedno ramię i kierowała się w stronę centrum. Tak ładnie pachniało, jak to po deszczu. Cudowna świeżość. Było bardzo ciemno, ale uliczne oświetlenie było niesamowite. Miasto nocą, po prostu bajka. Co z miejscem do spania? Nic. Może przenocować tą jedną noc u koleżanki, a później u innej i kolejnej, aż w końcu, za parę dni, będzie pełnoletnia, znajdzie sobie pracę i jakiś swój mały kąt. Głupia dziewczyna. Liczyła na to, że po osiągnięciu wieku dorosłego wszystko przyjdzie tak szybko, jak pstryknięcie palcami. Ale była szczęśliwa. Czuła się… wolna i było jej z tym cudownie. Trzeba było to uczcić. Udała się do swojego ulubionego baru, gdzie barman wyznawał zasadę „pięknych kobiet, o wiek nie pytam”, więc wystarczyło się tylko uśmiechnąć i już. Nic dziwnego, ze potem było tam pełno nawalonych, niepełnoletnich lasek.
-Co dla ciebie kochanie?
-Czysta.
           
            Kilka kieliszków dalej nie była już grzeczną Jolene. Zaczęła flirtować z jakimś chłopakiem. Nie dlatego, że jej się podobał. Po prostu szkoda jej było wydawać swoją kasę na alkohol, a jej nowy kolega był bardzo miłym, reszta nie była ważna.
-Jolene…
            Ciepłe powietrze na szyi, silna ręka na udzie. „Koleś, co ty odpierdalasz?!”
-Ej!
-Chyba o to chodzi…
            Chyba musiało go to boleć, bo mocno się zamachnęła, a dźwięk zderzenia jej dłoni i policzka był głośny. Nie dbała o to. „Co za śmieć!” Dlaczego wszyscy uważali, że mogą zrobić z nią, co chcą? Jakby nie miała uczuć. Jakby była lalką, którą można się pobawić i rzucić w kąt, którą można ustawić jak się chce, zmusić do czegokolwiek i nie będzie protestować. Przyglądając się swojemu życiu z perspektywy, dziewczyna nie wierzyła, że mogła się tak zachowywać. Być jak lalka. Pozwalać na takie traktowanie i nie przeciwstawiać się, tyle lat omijało ją to cudowne uczucie towarzyszące wyrażaniu swojego zdania. Wykrzykiwaniu go. Jolene nie wiedziała teraz jak to robiła, że obeszła się bez tego przez całe swoje dotychczasowe życie. Oczywiście kłótnie się zdarzały jak każdemu, ale nigdy nie wykrzyczała wszystkiego, co leżało jej na sercu tak jak zrobiła to niedawno.
                Teraz szła ulicą i nie przejmowała się niczym. Nie obchodziła ją bardzo późna pora, ani ilość alkoholu, jaką w siebie wlała. Nie przejmowanie się absolutnie niczym i nikim z każdą chwilą podobało jej się coraz bardziej.  Po co ma się przejmować ludźmi? Przecież oni tylko ranią. Myślisz, że kogoś znasz, chcesz poświęcić mu wszystko, nawet całe życie, a on i tak prędzej czy później wbija ci nóż w najczulsze punkty twojej psychiki i nie obchodzi go, że właśnie sprawił ci niewyobrażalny ból, i pozbawił wszelkich chęci do życia. Skoro nikt się nie przejmuje to, po co Jolene miałaby dbać o kogokolwiek. Niech wszyscy się odpierdolą. Teraz pragnęła być sama, niezależna, bezuczuciowa i zimna. Swoje serce porządnie zamknęła a kluczyk wrzuciła do rwącej rzeki, teraz już nikt tam się nie wedrze. Nikt. Ta myśl napawała ja dziwną radością. Poprawiła plecak na ramieniu i przyspieszyła kroku.
            Miała ochotę się roześmiać. Może z powodu nadmiaru alkoholu, a może perspektywa rozpoczęcia nowego życia napawała ją taką radością. Poczuła, że ktoś zaciska dłoń na jej nadgarstku. Jej reakcje były opóźnione. Nie wiedziała nawet, co się dzieje, kiedy uderzyła plecami o zimny mur w zaułku, do którego została wciągnięta. Dopiero teraz zauważyła, że jest cholernie ciemno, ale nie mogła uświadomić sobie, która godzina. Po plecach przeszedł jej dreszcz, kiedy poczuła czyjąś obecność niezwykle blisko niej.  Na swojej szyi poczuła nierówny oddech. Nie mogła się ruszyć. Ktoś przyciskał ją do ściany. Poczuła dotyk na swoim udzie. W jej mózgu pojawił się jeden komunikat ,,Uciekaj!”. Niestety napastnik blokował ją bardzo skutecznie. Krótka szarpanina poskutkowała tylko tym, że zasłonił jej usta dłonią jakby chciała krzyczeć.
-Nie szarp się to będzie szybciej kotku.
            Nie miała  z nim najmniejszych szans, ale nie zamierzała się poddawać. Próbowała go kopnąć, ale za mocno przyciskał ją do muru i ograniczał jej ruchy.  Napastnik głośno się zaśmiał. Bawiło go, jak rozpaczliwie starała się odepchnąć go od siebie. Założył pasmo jej włosów za ucho. Wierzchem dłoni przejechał po jej policzku. Jolene czuła na skórze ciepło wydzielane przez gwałciciela, czuła jego bliskość. Było za ciemno, żeby mogła zobaczyć jego twarz, ale była niemal pewna, że w jego oczy były pełne szaleństwa. Chciał ją pocałować, ale szybko odwróciła głowę. Za chwilę poczuła jak mocno ściska jej szczękę i odwraca z powrotem do siebie.
-Dobrze ci radzę kochanie, bądź grzeczna, bo inaczej przestanę być taki miły.
            Jolene głośno przełknęła ślinę. Przerażał ją. Mówił powoli, ważąc każde słowo, jakby były zbyt cenne, żeby wypowiadać je niedbale. Poczuła jego rękę na swoim biodrze, a następnie pośladku i udzie. Pocałował ją brutalnie w usta. Do oczu napłynęły jej łzy. Była bezradna. Nie mogła zupełnie nic zrobić. Pozostało jej tylko czekanie na bieg wydarzeń. Mężczyzna zaczął całować jej szyję, zaciągał się zapachem jej skóry. Rozchylił jej uda kolanem. Nie mogła tego wytrzymać zaczęła szlochać.
                Przez ułamek sekundy pomyślała, że się ulitował, że ją zostawi. Zastygł w bezruchu, po czym trochę się odsunął i wymierzył jej cios w twarz.
-Nie rycz, bo zrobię ci coś o wiele gorszego! Zrozumiałaś?!
            Jolene nie zamierzała prowadzić rozmowy z tym facetem, nie chciała na niego patrzeć.
-Odpowiedź dziwko!
-Pierdol się!
            Uderzył ją jeszcze raz, tym razem dużo mocniej. Poczuła w ustach smak krwi.
-Teraz będziesz grzeczna?
                Jolene poczuła w sobie jakiś dziwny przypływ odwagi splunęła gwałcicielowi krwią  twarz. Momentalnie przekonała się, że było to błędem. Mężczyzna złapał ją za włosy i odchylił jej głowę do tyłu. Dziewczyna była pewna, że znów ją uderzy, ale on pocałował ją delikatnie w usta.
-Zawsze były takie uległe. Jesteś inna… ostra… podnieciłaś mnie jak jeszcze żadna…patrz…
                Złapał ją za rękę i przyłożył do wybrzuszenia w okolicy swojego rozporka. Szybko wyszarpnęła dłoń z jego uścisku, a on się zaśmiał. Rozpiął jej spodnie i szybko opuścił razem z bielizną. Zrobił to samo ze swoimi. Znów próbowała się mu wyrwać, łzy zaczęły spływać jej po policzkach niemal strumieniami.
-Nie płacz kochanie, zaraz będzie po wszystkim.
                Otarł jej łzę niemal czułym gestem. Później nagle cała czułość zniknęła. Szarpnął jej nogę do góry i brutalnie w nią wszedł. Jolene krzyknęła z bólu, co wyraźnie go ucieszyło. Zaczął szybko poruszać biodrami. Był na tyle podniecony, że wystarczyło mu kilka pchnięć, ale dla dziewczyny to trwało wieczność.  W końcu wytrysnął w nią i odsunął się pozwalając osunąć się Jolene na ziemię.
-Było fajnie kochanie. Musimy to kiedyś powtórzyć.
                Zaśmiał się ze swojego żartu i uciekł. Dziewczyna skuliła się pod ścianą i zaszlochała. Ostatnimi siły zdołał ubrać spodnie. Chciała zapomnieć, kim jest, gdzie jest, co się stało. Pragnęła tylko odpłynąć… umrzeć… Nie miała już po co żyć… Nie miała dla kogo żyć. Nikt by się nie przejął gdyby teraz odeszła na zawsze… Jakie to by było cudowne, nigdy jeszcze niczego tak nie pragnęła. Zamknęła oczy i płakała. Płakała aż straciła wszystkie siły i odpłynęła w świat sennych koszmarów.
-Przepraszam, coś się stało?
            Poczuła męską dłoń na swoim baru. Wzdrygnęła się. Bała się na niego spojrzeć. Było jej wszystko jedno. Nich z nią robi, co chce.
-Słyszysz mnie?
            Chyba koło niej kucną, nie była pewna, ale czuła, że był bliżej niej.
-Kochanie, co się stało?
            „Kochanie?! Jak ty kurwa do mnie mówisz jebańcu?! Odpierdol się!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz