Witamy wszystkich!
Rozdział jest od A d Z napisany przez Nikki :)
Nie wiem, co ona do niego ma, bo mi się bardzo podoba;p
Więc, nie zamęczam. Zapraszam do czytania.
Rachel zapukał do drzwi. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, więc ponowił ten czyn. Powoli wszedł do środka. Jolene już nie spała. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w przestrzeń. Nogi objęła rękoma, a jej oczy były przepełnione żalem. Po policzkach dziewczyny płynęły łzy, w których odbijały się bordowe zasłony, dzięki czemu wyglądały jak rubiny. Gospodarz podszedł niepewnie do niej i usiadł na krańcu łóżka. Wiedział, że powinien ją przytulic, przynajmniej wczoraj, to pomogło, ale bał się, że może ona tego nie chcieć.
-Jolene…
-Przepraszam, już nie będę.
Wytarła twarz nadgarstkami i wymusiła dla niego uśmiech.
-Dziękuję, że mnie przenocowałeś i… naprawdę przepraszam za kłopot…
-Jol, co się stało?
-Nic…
-Przecież widziałem.
-Naprawdę nic.
-Nie kłam, mi możesz powiedzieć.
-Bo… wydaje mi się, że… jestem jakaś beznadziejna.
-Nie jesteś.
-Przecież mnie nie znasz.
-Znam, trochę… i nie jesteś.
-Ale spójrz na mnie. Nie mogę się otrząsnąć. Powinnam zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o przeszłości. A ja co? Wracam ciągle do… tego wszystkiego i… jestem nienormalna.
-Uważasz, że normalne byłoby blokowanie wspomnień i uczuć? Zmienienie się w pozbawioną emocji maszynę? Uważasz, że to by było normalne?
Jolene pokręciła głową, bo tylko to była w stanie zrobić, zanim wybuchła płaczem. Rachel miał ochotę głośno przekląć, albo najlepiej uciec. Znów płakała. I to przez niego. Użył za ostrych słów. Spierdolił.
-Jol… proszę nie płacz… ja nie chciałem.
-Nie, nie… masz rację. Dziękuję.
Dziewczyna przytuliła się do Rachela, uprzednio patrząc mu w oczy, jakby pytała o pozwolenie. Chłopak kilka razy przejechał dłonią po jej plecach.
-Będzie dobrze. Brzmi banalnie, ale ja już się o to postaram żeby było.
-Czemu?
-Co czemu?
-Czemu jesteś dla mnie taki dobry i wyrozumiały… Sebastian też taki był… nie powinniście w kółko pić, ćpać, pieprzyć jakiś fanek…
-… leżeć wśród śmieci i własnych rzygów, palić, przeklinać?
Rachel zaczął się śmiać, co trochę zdenerwowało Jolene. Przecież mówiła poważnie.
-Słuchaj… może nie wyglądamy, ale… muzycy też są ludźmi wiesz? I mimo wszystko życie większości z nich nie polega tylko na seksie i narkotykach. Częściowo… ale nie całkiem i nie codziennie. No i mamy też uczucia i nawet czasem mózgi.
-Mógłbyś się nie nabijać?
-Mówię śmiertelnie poważnie. Naprawdę posiadam mózg.
-Rachel!
Mimo początkowych pretensji w głosie, Jolene zaczęła się śmiać. Rachel niesamowicie ucieszył się, że zdołał poprawić dziewczynie humor. Chyba nigdy nie był tak dumny z rozśmieszenia kobiety, co właściwie zdarzało mu się dość często, ale tamte zazwyczaj chichotały, cokolwiek by nie powiedział. Uśmiechnął się do Jolene i założył jej kosmyk włosów za ucho.
-To co? Pokażę ci gdzie jest łazienka i skombinujemy jakieś śniadanie?
-Nie chcę.
Jolene opadła na poduszki nakryła się kołdrą.
-Tak to jest jak się nie śpi po nocach.
Rachel położył się koło niej.
-Mimo wszystko jednak bym nalegał, bo trochę już późno. Za jakąś godzinę zaczną się chłopaki schodzić, bo z nimi to różnie bywa.
-No dobra. Czy wy musicie spotykać się codziennie?
Jolene ziewnęła i zwlokła się z łóżka. Rachel był coraz bardziej dumny z jej lepszego humoru.
-Nooo bo chcemy wykorzystać czas kiedy jeszcze nie mamy siebie dość, żeby coś stworzyć. Później pewnie będzie dłuższa przerwa, bo nie będziemy mogli na siebie patrzeć.
-OK. dobra, ja nie wnikam.
Bolan pożyczył Jolene jedną ze swoich koszulek, bo posiadała tylko wczorajsze ubrania. Dziewczyna zamknęła się w łazience. Zaraz po tym uroniła kilka łez. No tak. Teraz była sama ze swoimi myślami, to musiało się zdarzyć. Ile by dała żeby za umiejętność wyłączenia wszystkich emocji, uczuć, a nawet wspomnień. O ile byłoby prościej. Cóż… najwyraźniej nie miało być prosto…
-Nie w tym życiu kochana.
A więc już do tego doszło. Rozmawia ze swoim odbiciem w lustrze. Lustro to naprawdę potworny wynalazek. Nie odbija jedynie twojego wyglądu zewnętrznego, możesz w nim zobaczyć cechy swojego charakteru, swoje zmartwienia… wszystko! Wystarczy tylko dobrze się przyglądać, a Jolene przyglądała się aż za dobrze.
Westchnęła i weszła pod prysznic. Teraz miała czas zastanowić się nad wszystkim. Na spokojnie. Lubiła Rachele, była mu bardzo wdzięczna, że jej pomagał… ale Sebastian… ciekawe, czy się martwił… choć troszkę. Pewnie nie. O nią? Znów sobie uroiła, że komuś może zależeć. Nie, to nie możliwe. To ona była zawsze osobą, której zależało i przez to do siebie zrażała. Naprawdę powinna wyłączyć uczucia. Jeśli na świcie jest ktoś, komu wyszło by to na dobre, to właśnie ona była tym kimś.
-Uważasz, że normalne byłoby blokowanie wspomnień i uczuć? Zmienienie się w pozbawioną emocji maszynę? Uważasz, że to by było normalne?
Jolene pokręciła głową, bo tylko to była w stanie zrobić, zanim wybuchła płaczem. Rachel miał ochotę głośno przekląć, albo najlepiej uciec. Znów płakała. I to przez niego. Użył za ostrych słów. Spierdolił.
-Jol… proszę nie płacz… ja nie chciałem.
-Nie, nie… masz rację. Dziękuję.
Dziewczyna przytuliła się do Rachela, uprzednio patrząc mu w oczy, jakby pytała o pozwolenie. Chłopak kilka razy przejechał dłonią po jej plecach.
-Będzie dobrze. Brzmi banalnie, ale ja już się o to postaram żeby było.
-Czemu?
-Co czemu?
-Czemu jesteś dla mnie taki dobry i wyrozumiały… Sebastian też taki był… nie powinniście w kółko pić, ćpać, pieprzyć jakiś fanek…
-… leżeć wśród śmieci i własnych rzygów, palić, przeklinać?
Rachel zaczął się śmiać, co trochę zdenerwowało Jolene. Przecież mówiła poważnie.
-Słuchaj… może nie wyglądamy, ale… muzycy też są ludźmi wiesz? I mimo wszystko życie większości z nich nie polega tylko na seksie i narkotykach. Częściowo… ale nie całkiem i nie codziennie. No i mamy też uczucia i nawet czasem mózgi.
-Mógłbyś się nie nabijać?
-Mówię śmiertelnie poważnie. Naprawdę posiadam mózg.
-Rachel!
Mimo początkowych pretensji w głosie, Jolene zaczęła się śmiać. Rachel niesamowicie ucieszył się, że zdołał poprawić dziewczynie humor. Chyba nigdy nie był tak dumny z rozśmieszenia kobiety, co właściwie zdarzało mu się dość często, ale tamte zazwyczaj chichotały, cokolwiek by nie powiedział. Uśmiechnął się do Jolene i założył jej kosmyk włosów za ucho.
-To co? Pokażę ci gdzie jest łazienka i skombinujemy jakieś śniadanie?
-Nie chcę.
Jolene opadła na poduszki nakryła się kołdrą.
-Tak to jest jak się nie śpi po nocach.
Rachel położył się koło niej.
-Mimo wszystko jednak bym nalegał, bo trochę już późno. Za jakąś godzinę zaczną się chłopaki schodzić, bo z nimi to różnie bywa.
-No dobra. Czy wy musicie spotykać się codziennie?
Jolene ziewnęła i zwlokła się z łóżka. Rachel był coraz bardziej dumny z jej lepszego humoru.
-Nooo bo chcemy wykorzystać czas kiedy jeszcze nie mamy siebie dość, żeby coś stworzyć. Później pewnie będzie dłuższa przerwa, bo nie będziemy mogli na siebie patrzeć.
-OK. dobra, ja nie wnikam.
Bolan pożyczył Jolene jedną ze swoich koszulek, bo posiadała tylko wczorajsze ubrania. Dziewczyna zamknęła się w łazience. Zaraz po tym uroniła kilka łez. No tak. Teraz była sama ze swoimi myślami, to musiało się zdarzyć. Ile by dała żeby za umiejętność wyłączenia wszystkich emocji, uczuć, a nawet wspomnień. O ile byłoby prościej. Cóż… najwyraźniej nie miało być prosto…
-Nie w tym życiu kochana.
A więc już do tego doszło. Rozmawia ze swoim odbiciem w lustrze. Lustro to naprawdę potworny wynalazek. Nie odbija jedynie twojego wyglądu zewnętrznego, możesz w nim zobaczyć cechy swojego charakteru, swoje zmartwienia… wszystko! Wystarczy tylko dobrze się przyglądać, a Jolene przyglądała się aż za dobrze.
Westchnęła i weszła pod prysznic. Teraz miała czas zastanowić się nad wszystkim. Na spokojnie. Lubiła Rachele, była mu bardzo wdzięczna, że jej pomagał… ale Sebastian… ciekawe, czy się martwił… choć troszkę. Pewnie nie. O nią? Znów sobie uroiła, że komuś może zależeć. Nie, to nie możliwe. To ona była zawsze osobą, której zależało i przez to do siebie zrażała. Naprawdę powinna wyłączyć uczucia. Jeśli na świcie jest ktoś, komu wyszło by to na dobre, to właśnie ona była tym kimś.
Rachel czuł satysfakcje z pomocy komuś innemu. Nie możliwe. Oczywiście nie był osobą zupełnie pozbawioną uczyć, ale nigdy nie uważasz się za kogoś wrażliwego na cudzą krzywdę. Właściwie, to przed samym sobą przyznawał się do bycia, w pewnym sensie, egoistą i było mu z tym dobrze. Ale teraz już sam nie wiedział. Pogubił się i to do tego stopnia, że przenocował u siebie dziewczynę zakochaną w jego kumplu. W dodatku nie z powodu, żeby zrobić mu na złość, czy się zemścić, bo przecież nawet jej nie dotknął.
Szedł korytarzem i starał się wytłumaczyć sobie jakoś swoje zachowanie. Zatrzymał się pod drzwiami do łazienki. Dźwięk wydawany przez wodę z pod prysznica, wydawał się jakoś nadzwyczajnie uspokajający. W porę opanował się, żeby nie usiąść pod drzwiami i nie wsłuchiwać się w tą specyficzną muzykę. Jakoś nie było jego marzeniem, żeby Jolene uznała go za podsłuchującego pod łazienką zboczeńca.
Rachel dalej ruszył korytarzem zastanawiając się, co Jolene lubi jeść i jak bardzo ma przejebane i Sebastiana jak ten się zjawi. Teoretycznie nie powinno mu przeszkadzać, że zbliżył się go tej dziewczyny, ale Rachel nie był ślepy. Sebastian nie patrzył na Jol obojętnie, a z Lily był z nieznanych nikomu powodów, które z pewnością nie były miłością.
-Mógłbyś kurwa czasem uzupełniać lodówkę!
Bolan został sprowadzony na ziemię i nagle zorientował się, że jest już w kuchni, która bynajmniej nie była pusta.
-Kurwa Scott, co ty tu robisz?!
-Staram się zjeść śniadanie, ale ciężko zjeść śniadanie bez śniadania i…
-Jak tu wlazłeś?!
-Normalnie? Twój zamek nie jest za dobry, poza tym jestem zajebisty i mógłbym się włamać do Białego Domu gdybym chciał.
-Jasne.
-Jasne?
-O co ci kurwa chodzi?
-Nie zacząłeś mnie wyzywać, ani nie rzuciłeś się na mnie z pięściami, ani nawet nie wysłałeś po bułki. Wszystko w porządku?
-Ta, w najlepszym.
Scott chwilę przyglądał się koledze, po czym wzruszył ramionami.
-Nie wnikam.
-Rachel, masz może suszarkę do wło… Scott?!
-O stary… czy to nie dupa Bacha?!
Scott z początku zdziwiony zaczął się kretyńsko śmiać.
-Nie mów tak o Jolene! Poza tym TYLKO tu nocowała.
-Wiesz co Bolan… ,,tylko” i ,,nocowała” to nie są wyrazy, które można łączyć.
-Spała tu ok.? W jednym pokoju, a ja w drugim.
-Dobra, dobra ja tam nie wnikam w twoje życie erotyczne i układy z Bachem.
Szedł korytarzem i starał się wytłumaczyć sobie jakoś swoje zachowanie. Zatrzymał się pod drzwiami do łazienki. Dźwięk wydawany przez wodę z pod prysznica, wydawał się jakoś nadzwyczajnie uspokajający. W porę opanował się, żeby nie usiąść pod drzwiami i nie wsłuchiwać się w tą specyficzną muzykę. Jakoś nie było jego marzeniem, żeby Jolene uznała go za podsłuchującego pod łazienką zboczeńca.
Rachel dalej ruszył korytarzem zastanawiając się, co Jolene lubi jeść i jak bardzo ma przejebane i Sebastiana jak ten się zjawi. Teoretycznie nie powinno mu przeszkadzać, że zbliżył się go tej dziewczyny, ale Rachel nie był ślepy. Sebastian nie patrzył na Jol obojętnie, a z Lily był z nieznanych nikomu powodów, które z pewnością nie były miłością.
-Mógłbyś kurwa czasem uzupełniać lodówkę!
Bolan został sprowadzony na ziemię i nagle zorientował się, że jest już w kuchni, która bynajmniej nie była pusta.
-Kurwa Scott, co ty tu robisz?!
-Staram się zjeść śniadanie, ale ciężko zjeść śniadanie bez śniadania i…
-Jak tu wlazłeś?!
-Normalnie? Twój zamek nie jest za dobry, poza tym jestem zajebisty i mógłbym się włamać do Białego Domu gdybym chciał.
-Jasne.
-Jasne?
-O co ci kurwa chodzi?
-Nie zacząłeś mnie wyzywać, ani nie rzuciłeś się na mnie z pięściami, ani nawet nie wysłałeś po bułki. Wszystko w porządku?
-Ta, w najlepszym.
Scott chwilę przyglądał się koledze, po czym wzruszył ramionami.
-Nie wnikam.
-Rachel, masz może suszarkę do wło… Scott?!
-O stary… czy to nie dupa Bacha?!
Scott z początku zdziwiony zaczął się kretyńsko śmiać.
-Nie mów tak o Jolene! Poza tym TYLKO tu nocowała.
-Wiesz co Bolan… ,,tylko” i ,,nocowała” to nie są wyrazy, które można łączyć.
-Spała tu ok.? W jednym pokoju, a ja w drugim.
-Dobra, dobra ja tam nie wnikam w twoje życie erotyczne i układy z Bachem.
-Nie ma żadnych układów i się nie wtrącaj. Może jednak pójdziesz po te bułki.
-Ee Rachel? To masz tą suszarkę czy nie?
-Nie Jol, niestety nie suszę włosów.
-Ja pierdolę Rachel ty nie rzucasz kurwami!
-Zamknij się idź coś kupić do żarcia.
-Może byś poprosił.
-Jasne, jakbym to ja się tobie do domu włamał!
-No dobra ostatecznie mogę pójść, ale daj mi kasę.
-Wal się.
-Dobra spoko, ale nie dostaniesz mojego żarcia, które ja sobie kupię!
-Kuchnia jest moja to powinno wystarczyć.
-Może ja bym poszła po zakupy, co?
-Masz mokre włosy.
Jolene przewróciła oczami.
-Przecież nie umrę od tego.
-Ale możesz zachorowaźć…
Scott zaczął krztusić się ze śmiechu. Rachel Bolan i rozmowy tego typu raczej zjawiskiem powszechnym nie były.
-Przestań się chuju rechotać i idź w końcu po to żarcie!
-Dobra, ale robię to dlatego, że jestem głodny, a nie dlatego, że mi jakiś Bolan jebany każe!
-Zajebiście.
-Wy naprawdę tak zawsze?
-Przecież byłem bardzo miły.
-Taa nigdy nie widziałam nikogo milszego.
-No widzisz. Może usiądziemy co?
Jolene uśmiechnęła się i zajęła najbliższe krzesło. Rachel otworzył jedną z szafek, odsunął kilka rzeczy znajdujących się w niej i z zadowoleniem wyjął butelkę piwa.
-Może i nie mam jedzenia, ale coś do picia zawsze. Chcesz?
-Nie, dziękuję.
-Rozumiem, leprze byłoby zimne, ale gdybym włożył do lodówki to długo by nie postało.
-Nie o to chodzi, nie mam ochoty.
-Dobrze, przecież nie zmuszam.
Rachel posłał jej uśmiech i usiadł na blacie koło zlewu. Dziewczyna zamyśliła się ze spojrzeniem utkwionym gdzieś w okolicach lodówki. Rachel wykorzystał to i ilustrował ją wzrokiem. Wyglądała tak niewinnie, tak naturalnie. Zupełnie inaczej niż te dziewczyny, które kładły się w pełnym makijażu i wstawały przed nim, żeby iść do łazienki i zrobić sobie nowy. Jolene nie była pomalowana, a mimo to wyglądała bardzo ładnie. W jej oczach było jeszcze trochę smutku, ale już znacznie mniej. Kiedy siedziała tak nieobecna, oparta o stół z częściowo mokrymi włosami, w jego koszuli wydawało mu się, że dziewczyna należy do innego świata. Do tego poetyckiego świata gdzie wszystko jest piękniejsze i bardziej zmysłowe.
-Jezu, Rachel nie gap się na mnie. Wiem, że nie wyglądam dzisiaj najlepiej, ale…
-Oczywiście, że wyglądasz najlepiej, właśnie cię powydziwiałem.
Jolene przeczesała dłonią włosy odwracając wzrok od chłopaka.
-Przestań… proszę.
-Powinnaś powiedzieć to inne magiczne słowo i nie mówię tu o ,,przepraszam”.
-Ale ja nie lubię jak ludzie mówią mi takie rzeczy.
Rachel wywrócił oczami.
-Musimy popracować nad twoją samooceną. Właściwie to reagujesz lepiej niż gdybyś zaczęła chichotać jak kretynka.
-Czy to był kolejny komplement?
-Owszem.
-O.
-O?
-Rachel…
-No dobra już nie męczę.
Chłopak przestał się odzywać i zapanowała cisza. Rachel rzucał Jolene tylko ukradkowe spojrzenia, bo teraz kontem oka cały czas obserwowała czy się nie gapi.
-Chcesz wracać do Bacha?
-Co?
-No… czy masz nadal ochotę tam mieszkać.
-Rachel… nie mogę tak po prostu…
-Dobra, zapomnij. Po prostu pomyślałem, że mam większe mieszkanie i… Lily…
-Masz rację.
-Jak to?
-Powinnam się wyprowadzić… nie zapomnę, mając go tuż obok siebie.
-No to świetnie.
-Ale chciałabym znaleźć coś swojego… i jakąś prace. Za długo już nic nie robię i siedzę komuś na głowie.
-Na mojej głowie możesz siedzieć ile tylko chcesz, a nawet dłużej.
-Nie gadaj tak, bo jeszcze będziesz miał dość!
-To ty lepiej tak nie gadaj.
-Mam wszystko i zobaczcie, kogo przyprowadziłem!
Do kuchni wszedł Scott z dwoma wypchanymi reklamówkami. A za nim tak samo obładowany Dave.
-Czy my tu organizujemy imprezę czy jemy śniadanie?
-Wiedziałem, że się będzie czepiał. Nie twoja kasa to się nie odzywaj Bolan. Poza tym siedzimy tu cały dzień, nie wiem, jak ty sobie wyobrażasz tworzenie z pustym żołądkiem.
Rachel popatrzył na Jolene i pokręcił głową dając jej do zrozumienia, że nie ma siły na kolegów z zespołu. Dave i Scott zaczęli wypakowywać zakupy, robiąc przy tym niemały bałagan.
W trakcie śniadania do kuchni wszedł, a właściwie to wpadł, Sebastian. Nie odpowiedział na przywitanie Scotta i Davea tylko od razu podszedł do Jolene.
-Wszystko w porządku?
-Tak…
-Czemy tak uciekłaś?
-Poszłam na spacer i spotkałam Rachela. Nie chciałam ci przeszkadzać to zostałam u niego, bo…
-Nie przeszkadzałabyś! Ani trochę. Następnym razem powiedz mi gdzie idziesz no i wracaj na noc!
-Następnym razem… no właśnie muszę z tobą o tym pogadać, bo…
-Później dobrze?
-Wolałabym jednak teraz.
-Oj przecież będzie czas. Teraz muszę poważnie porozmawiać z kimś innym.
Jego ton momentalnie zmienił się z tego łagodnego prawie irytującego na szorstki i pełen złości. Jedno spojrzenie na Rachela wystarczyło, żeby ten wiedział, o co chodzi. Kiwnął głową i wyszedł z kuchni, a Sebastian poszedł za nim. Udali się do pokoju, w którym wcześniej spała Jolene żeby nie było ich słychać w kuchni.
-Jak mogłeś to zrobić?!
-Nic nie zrobiłem.
-Dobierałeś się do Jolene! Nie wiesz nawet, przez co ona przeszła!
-Wiem i mógłbyś się proszę nie wydzierać?
-Powiedziała ci?
-Owszem.
-Zaufała TOBIE?
-Najwyraźniej jej anioł stróż zabawiał się ze swoją nierozgarniętą laską.
-Powinieneś odprowadzić ją prosto do mnie!
-Żeby cierpiała? Tego chcesz?
-Czemu miałaby cierpieć?
-Naprawdę jesteś aż tak ślepy?
-O co ci kurwa chodzi?
-Dlaczego jesteś z Lily, co? Kochasz ją? Sądzisz, że ONA naprawdę ci kocha? Ciebie, a nie muzyka ze Skid Row? Jak uważasz? Kocha tego Sebastiana, którym naprawdę jesteś? Nie sądzę, w przeciwieństwie do Jolene.
-CO?!
-To co słyszałeś idioto! A skoro tego nie zauważyłeś to mam nadzieję, że nie będziesz protestował, kiedy Jol zamieszka u kogoś kto potrafi dostrzec jej uczucia. A nawet, jeśli będziesz, to ani mnie, ani ją to nie obchodzi. Straciłeś swoją szansę Bach.
Rachel wyszedł trzaskając drzwiami. Zostawił Sebastiana na środku pokoju. W głowie chłopaka wciąż huczały słowa basisty. Ona naprawdę mu to powiedziała? Jolene naprawdę coś do niego czuje? Jak mógł być takim idiotą? Jak mógł tak bardzo ja krzywdzić? Przecież chciał pomagać. Tylko pomagać. Wytarł łzę, która zaczęła płynąć po jego policzku. Nie zostało w nim już nic poza poczuciem winy i pytaniami bez odpowiedzi.
-Ee Rachel? To masz tą suszarkę czy nie?
-Nie Jol, niestety nie suszę włosów.
-Ja pierdolę Rachel ty nie rzucasz kurwami!
-Zamknij się idź coś kupić do żarcia.
-Może byś poprosił.
-Jasne, jakbym to ja się tobie do domu włamał!
-No dobra ostatecznie mogę pójść, ale daj mi kasę.
-Wal się.
-Dobra spoko, ale nie dostaniesz mojego żarcia, które ja sobie kupię!
-Kuchnia jest moja to powinno wystarczyć.
-Może ja bym poszła po zakupy, co?
-Masz mokre włosy.
Jolene przewróciła oczami.
-Przecież nie umrę od tego.
-Ale możesz zachorowaźć…
Scott zaczął krztusić się ze śmiechu. Rachel Bolan i rozmowy tego typu raczej zjawiskiem powszechnym nie były.
-Przestań się chuju rechotać i idź w końcu po to żarcie!
-Dobra, ale robię to dlatego, że jestem głodny, a nie dlatego, że mi jakiś Bolan jebany każe!
-Zajebiście.
-Wy naprawdę tak zawsze?
-Przecież byłem bardzo miły.
-Taa nigdy nie widziałam nikogo milszego.
-No widzisz. Może usiądziemy co?
Jolene uśmiechnęła się i zajęła najbliższe krzesło. Rachel otworzył jedną z szafek, odsunął kilka rzeczy znajdujących się w niej i z zadowoleniem wyjął butelkę piwa.
-Może i nie mam jedzenia, ale coś do picia zawsze. Chcesz?
-Nie, dziękuję.
-Rozumiem, leprze byłoby zimne, ale gdybym włożył do lodówki to długo by nie postało.
-Nie o to chodzi, nie mam ochoty.
-Dobrze, przecież nie zmuszam.
Rachel posłał jej uśmiech i usiadł na blacie koło zlewu. Dziewczyna zamyśliła się ze spojrzeniem utkwionym gdzieś w okolicach lodówki. Rachel wykorzystał to i ilustrował ją wzrokiem. Wyglądała tak niewinnie, tak naturalnie. Zupełnie inaczej niż te dziewczyny, które kładły się w pełnym makijażu i wstawały przed nim, żeby iść do łazienki i zrobić sobie nowy. Jolene nie była pomalowana, a mimo to wyglądała bardzo ładnie. W jej oczach było jeszcze trochę smutku, ale już znacznie mniej. Kiedy siedziała tak nieobecna, oparta o stół z częściowo mokrymi włosami, w jego koszuli wydawało mu się, że dziewczyna należy do innego świata. Do tego poetyckiego świata gdzie wszystko jest piękniejsze i bardziej zmysłowe.
-Jezu, Rachel nie gap się na mnie. Wiem, że nie wyglądam dzisiaj najlepiej, ale…
-Oczywiście, że wyglądasz najlepiej, właśnie cię powydziwiałem.
Jolene przeczesała dłonią włosy odwracając wzrok od chłopaka.
-Przestań… proszę.
-Powinnaś powiedzieć to inne magiczne słowo i nie mówię tu o ,,przepraszam”.
-Ale ja nie lubię jak ludzie mówią mi takie rzeczy.
Rachel wywrócił oczami.
-Musimy popracować nad twoją samooceną. Właściwie to reagujesz lepiej niż gdybyś zaczęła chichotać jak kretynka.
-Czy to był kolejny komplement?
-Owszem.
-O.
-O?
-Rachel…
-No dobra już nie męczę.
Chłopak przestał się odzywać i zapanowała cisza. Rachel rzucał Jolene tylko ukradkowe spojrzenia, bo teraz kontem oka cały czas obserwowała czy się nie gapi.
-Chcesz wracać do Bacha?
-Co?
-No… czy masz nadal ochotę tam mieszkać.
-Rachel… nie mogę tak po prostu…
-Dobra, zapomnij. Po prostu pomyślałem, że mam większe mieszkanie i… Lily…
-Masz rację.
-Jak to?
-Powinnam się wyprowadzić… nie zapomnę, mając go tuż obok siebie.
-No to świetnie.
-Ale chciałabym znaleźć coś swojego… i jakąś prace. Za długo już nic nie robię i siedzę komuś na głowie.
-Na mojej głowie możesz siedzieć ile tylko chcesz, a nawet dłużej.
-Nie gadaj tak, bo jeszcze będziesz miał dość!
-To ty lepiej tak nie gadaj.
-Mam wszystko i zobaczcie, kogo przyprowadziłem!
Do kuchni wszedł Scott z dwoma wypchanymi reklamówkami. A za nim tak samo obładowany Dave.
-Czy my tu organizujemy imprezę czy jemy śniadanie?
-Wiedziałem, że się będzie czepiał. Nie twoja kasa to się nie odzywaj Bolan. Poza tym siedzimy tu cały dzień, nie wiem, jak ty sobie wyobrażasz tworzenie z pustym żołądkiem.
Rachel popatrzył na Jolene i pokręcił głową dając jej do zrozumienia, że nie ma siły na kolegów z zespołu. Dave i Scott zaczęli wypakowywać zakupy, robiąc przy tym niemały bałagan.
W trakcie śniadania do kuchni wszedł, a właściwie to wpadł, Sebastian. Nie odpowiedział na przywitanie Scotta i Davea tylko od razu podszedł do Jolene.
-Wszystko w porządku?
-Tak…
-Czemy tak uciekłaś?
-Poszłam na spacer i spotkałam Rachela. Nie chciałam ci przeszkadzać to zostałam u niego, bo…
-Nie przeszkadzałabyś! Ani trochę. Następnym razem powiedz mi gdzie idziesz no i wracaj na noc!
-Następnym razem… no właśnie muszę z tobą o tym pogadać, bo…
-Później dobrze?
-Wolałabym jednak teraz.
-Oj przecież będzie czas. Teraz muszę poważnie porozmawiać z kimś innym.
Jego ton momentalnie zmienił się z tego łagodnego prawie irytującego na szorstki i pełen złości. Jedno spojrzenie na Rachela wystarczyło, żeby ten wiedział, o co chodzi. Kiwnął głową i wyszedł z kuchni, a Sebastian poszedł za nim. Udali się do pokoju, w którym wcześniej spała Jolene żeby nie było ich słychać w kuchni.
-Jak mogłeś to zrobić?!
-Nic nie zrobiłem.
-Dobierałeś się do Jolene! Nie wiesz nawet, przez co ona przeszła!
-Wiem i mógłbyś się proszę nie wydzierać?
-Powiedziała ci?
-Owszem.
-Zaufała TOBIE?
-Najwyraźniej jej anioł stróż zabawiał się ze swoją nierozgarniętą laską.
-Powinieneś odprowadzić ją prosto do mnie!
-Żeby cierpiała? Tego chcesz?
-Czemu miałaby cierpieć?
-Naprawdę jesteś aż tak ślepy?
-O co ci kurwa chodzi?
-Dlaczego jesteś z Lily, co? Kochasz ją? Sądzisz, że ONA naprawdę ci kocha? Ciebie, a nie muzyka ze Skid Row? Jak uważasz? Kocha tego Sebastiana, którym naprawdę jesteś? Nie sądzę, w przeciwieństwie do Jolene.
-CO?!
-To co słyszałeś idioto! A skoro tego nie zauważyłeś to mam nadzieję, że nie będziesz protestował, kiedy Jol zamieszka u kogoś kto potrafi dostrzec jej uczucia. A nawet, jeśli będziesz, to ani mnie, ani ją to nie obchodzi. Straciłeś swoją szansę Bach.
Rachel wyszedł trzaskając drzwiami. Zostawił Sebastiana na środku pokoju. W głowie chłopaka wciąż huczały słowa basisty. Ona naprawdę mu to powiedziała? Jolene naprawdę coś do niego czuje? Jak mógł być takim idiotą? Jak mógł tak bardzo ja krzywdzić? Przecież chciał pomagać. Tylko pomagać. Wytarł łzę, która zaczęła płynąć po jego policzku. Nie zostało w nim już nic poza poczuciem winy i pytaniami bez odpowiedzi.
hhaha padłam! to było genialne!
OdpowiedzUsuńtylko i nocowac nie mozna ze sobą łączyc! haha w pewnych przypadkach uwazam ze to całkiem możliwe :D
ugh! mam agresora na Waszego Bacha.. nie dosc ze slepy to jeszcze glupi! Co mu do tego co, z kim i gdize robi Jolene? kurwa! haha mogla nawet w akcie desperacji pieprzyc sie z Bolanem (nie zebym cos sugerowala haha) a Bach nie powinien sie wpierdalac!
hah piszcie szycko następny!
hah spoko spoko :D następnym razem pewnie ich użyję :D.
OdpowiedzUsuńhm, czy ja wiem!? :P ale dobra.. jak uważasz, dobra to teraz ogarniam i za chwilę czytam :D.
mnie nikt nie plinuje, ale jak nikt tego nie widzi to jest dobrze :D. kurcze.. muszę się w końcu zabrać za przeczytanie tego, bo jakoś wczoraj miałam brak chęci :P.
OdpowiedzUsuńjasny gwint! no to narobiłaś.. Jolene pewnie nie chciałaby, żeby Rachel powiedział o jej uczuciach Bachowi ale.. trzymasz napięcie :D. no właśnie "tylko" i "nocować" nie można ze sobą łączyć xD. świetny tekst :P.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na trzynasty odcinek : http://zasuszone-roze.blog.onet.pl/ ! :D
OdpowiedzUsuńja nie wciskam kitu ! :P. serio jakoś żałośnie to wyszło, takie przynajmniej jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuńcieszę się jednak, że przypadł Ci jakoś do gustu bo mnie wcale xD.
no tego, że będą razem można się spodziewać :D. i faktycznie jest słodki :D.
no nieee :P łaaa :P dobraa.. już wolę Ci się nie sprzeciwiać, bo się boję xD.
OdpowiedzUsuńno tak w tym opowiadaniu jest wyjątkowym chujem.. ale nie mogę go zabić! przynajmniej na razie.. może w końcu spełni się Twoja "prośba" ;). ale na pewno nie w tej chwili.
nn na dust-n-bones
OdpowiedzUsuń"ubóstwiam się" hahaha no spoko że się ubóstwiasz hahaha
OdpowiedzUsuńDuff slodki? gdzie? agr! nie tak mialo byc... ale ogolnie jak mi wyszlo?
podniecona? czym kurwa? hahaha
OdpowiedzUsuńno przeciez wiem że mnie (ale nie wiem czmeu xd)
duff nie powinien byc slodki ;(
hahaha nie mam narcystycznej natury i nigdy jej miec nie bede wiec mozesz mowic xd
oh jeśli o mnie chodzi to trzeba mieć anielską cierpliwość :P. naprawdę, więc musisz się jakoś uzbroić :D.
OdpowiedzUsuńhahaha jebłam xD. banany na Antarktydzie xDD. haha zajebisty pomysł xDD. ale nie wiem czy się doszuka tychże bananów xDDD.
OdpowiedzUsuńno chyba, że mu się nie będzie chciało szukać jak żadnego nie znajdzie xDD. a jak pingwiny go obdziobią ? xD o ile się go w ogóle nie przestraszą xD.
OdpowiedzUsuńwtedy to pewnie będzie je gonił xD. żeby rosół zrobić xD.
OdpowiedzUsuń"ohh Slash bardzo nieładnie xD."
haha xD. ja osobiście bym nie spróbowała, bo nie męczę zwierząt, ale Slash może by się poszczycił xDDD.
OdpowiedzUsuń